wtorek, 30 czerwca 2009

Najgorszy dzień świata

Co za dzień…
Dzisiaj jest jeden z tych „najgorszych dni świata”. Mojego świata.
Jestem wkurzona i rozdrażniona i wszystko mnie wnerwia. I tak od rana, ale mam nadzieję, że z biegiem dnia mi przejdzie.
Straszny dzień…
Nic tylko marudzę, jęczę i się złoszczę.
I wszystko wydaje mi się bez sensu, beznadziejne i głupie, nic mi się nie podoba i czarno to wszystko widzę, a życie jest do kitu.
Rewelacyjny dzień… Dzień użalania się nad sobą.
Mam ochotę siąść i płakać, albo położyć się spać i wyłączyć kompletnie świadomą egzystencję.
Albo posiedzieć na balkonie z książką w ręku, przy ślicznym zapachu moich surfinii…
I chyba to jest jedyna konstruktywna i jako tako sensowna rzecz, na jaką mam teraz ochotę. Niestety jest to dla mnie nie osiągalne aż do późnej godziny popołudniowej, kiedy już odsiedzę w pracy do 17-tej, odbiorę oponę z wulkanizacji, zrobimy zakupy, podpiszę nową umowę w Nplay i zrobię obiad. Może zastrajkuję i zrobię nie wiadomo komu na złość i chociaż tego obiadu nie zjem…
No świetny dzień… Będę tak się męczyć z moimi głupawymi emocjami, dopóki coś nie sprawi, że zapomnę o tym, że miałam kiepski dzień i dopóki nie poprawi mi humoru.

Brak komentarzy: