sobota, 6 czerwca 2009

Angina atakuje

Pięknie się nasz łikend rozwinął!
Wczoraj wieczorem zaczął Łukasza boleć migdałek. Nie bardzo go bolał, ale ból się nasilał. Kupiliśmy mu tabletki na ból gardła do ssania, popsikał migdałka Tantum Verde Forte i poszedł spać.
Dzisiaj pojechał do pracy samochodem. Zamierzał jechać rowerem, ale rano stwierdził, że gardło go boli nadal, więc weźmie auto. Zanotowałam to między jednym obrotem na łóżku, a drugim, bo spałam zgoła nieprzytomnie.
Po pracy Łukasz zadzwonił, że gardło go już boli nie na żarty i ma temperaturę. Przyjechał do domu, zmierzył, no 37.7, nie za wysoka, ale temperatura, jak nic. Zgooglował sobie swoje objawy i postawił autodiagnozę: angina.
Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na ostry dyżur do przychodni.
Lekarka najpierw dowiedziała się od koleżanek, jak przyjmuje się pacjenta z podkarpackiej kasy chorych, bo Łukasz do tej pory nie zmienił przychodni z mieleckiej na lubelską. Sprawdziła numer Łukasz kasy chorych i w końcu - już wyedukowana, zbadała Łukasza.
Wyszedł z gabinetu z receptą na antybiotyk i fachową diagnozą, że angina się dopiero zaczyna, nie jest jeszcze zbyt zaawansowana.
Następny przystanek - apteka.
Zaopatrzeni w leki wróciliśmy do domu, Łukasz zjadł z wielką niechęcią dwie kanapeczki, wziął lekarstwa i śpi. Całe popołudnie.
Mam nadzieję, że szybko mu to przejdzie, bo angina nie jest najprzyjemniejszą chorobą...
Podobno jest zaraźliwa. Piję więc profilaktycznie herbatę z miodem i cytryną i herbatkę z lipki - to akurat moja ulubiona ziołowa herbata.
Choroba Łukasza popsuła nam plany na jutro. Mieliśmy zrobić sobie sentymentalny obiad z kapustą zasmażaną. W Zakopanem Łukasz i Justyna wzdychali do kapusty zasmażanej i obiecaliśmy sobie taki obiad też po powrocie.
Przepis na kapustę znalazłam w internecie, wczoraj się zmówiliśmy, że w niedzielę się spotkamy, a w menu miały się znaleźć schabowy z młodymi ziemniaczkami i kapusta zasmażana, wino, ciasto i szejk bananowy.
Justyna już upiekła ciasto, miała już przygotowane wino.
A tu klops!
Strasznie szkoda, ale co tam, spotkamy się kiedy indziej.
Ja przez Łukasza chorobę musiałam sama wynieść frakcję suchą do śmieci i zrobić zakupy. Zakupy, jak to zazwyczaj, wyszły mi nadzwyczaj ciężkie i dwie siaty, które przytargałam do domu o mało mi rąk nie urwały.
Kapustę kupiłam, owszem. Schabowe też. Zrobię ten obiad na nas dwoje, przynajmniej poćwiczę i nabiorę wprawy. I sprawdzimy czy kapusta będzie zjadliwa, bo nigdy wcześniej nie robiłam.
Co przedziwne - są na rynku młode ziemniaki, chociaż sezon na nie jeszcze daleko przed nami. Ziemniaczki sprowadzane są z Grecji... Odkąd się dowiedziałam - dziwi mnie to nieodmiennie kiedy na nie patrzę. Greckie ziemniaczki. No ale cóż, są całkiem smaczne. :)

Brak komentarzy: