środa, 16 grudnia 2009

Widzieć w teatrze

Wybieramy się do teatru. Tym razem już nie grupowo, bo jakoś ostatnie niepowodzenia w rezerwowaniu miejsc na wyjście grupowe mnie zniechęciły. Idziemy z Łukaszem, Kamą i chyba jeszcze z kimś, co do końca nie jest ustalone jeszcze.
Pomysł na wyjście zrodził się z naszej codziennej korespondencji mailowej z Kamą.
Ona była w niedzielę z Mamą na nowej sztuce "Noc wielkiego sezonu" Szulca. Spodobała się jej średnio, Mamie znaczniej bardziej, a co najlepsze sztuka była mocno erotyczna. Widocznie starsze pokolenie ma bardziej wyzwolony gust. :) No dobra, nie o to chodziło, w każdym razie Kama zapragnęła zobaczyć coś lepszego i między innymi "Idiotę". My też chcieliśmy to zobaczyć, a dokładniej mówiąc: ja chciałam zobaczyć w tym Sędrowskiego, a Łukasz "Idiotę". Sztuka nam obojgu pasowała. :)
Problem w tym, że "Idiotę" już wycofują i w styczniu zagrają po raz ostatni. Od słowa do słowa postanowiliśmy, że idziemy. Łukasz uwzględnił to w swoich preferencjach grafikowych, a my zaczęłyśmy kombinować z rezerwacją miejsc. Zadzwoniłam do Kamy. Po krótkiej wymianie zdań na temat terminu postanowiłyśmy, że wybierzemy się na ostatni spektakl, w niedzielę, będzie pożegnanie spektaklu, zobaczymy, jak się to odbywa. Miejsca koniecznie pierwsze, co nie znaczy że w pierwszym rzędzie. Miejsca pierwsze to takie, z których widać całą scenę.
- A może na balkonie? - zaproponowała Kama - Siedziałyśmy z Mamą na balkonie w niedzielę, było świetnie widać, pierwsze miejsca, tyle, że wysoko.
- Może być na balkonie - odpowiedziałam - A zarezerwujesz?
- Miałyśmy numery 19, 20 i 21 - ciągnęła Kama instruując mnie, z jakich to miejsc na balkonach dobrze widać - w pierwszym rzędzie na tym balkonie.
- Może być, ja kiedyś siedziałam na balkonie i było dobrze widać. A zarezerwujesz?
- No to mówię ci, które miejsca, żebyś wiedziała jakie rezerwować. - Kama była nieugięta i najwyraźniej nie załapała mojego podstępu. A ja chciałam aby to ona zadzwoniła, bo trzy dni wcześniej sama odwoływałam naszą rezerwację na piątkowy spektakl i jakoś tak mnie chciało mi się dzwonić i robić kolejnej. W koncu postawiłam sprawę jasno:
- No ale może ty zadzwonisz, bo mi jakoś się nie chce... Siądziemy tam, gdzie zarezerwujesz, byle koło ciebie. Dwa miejsca poproszę.
Kama westchnęła i stwierdziła, że może zadzwonić i zaraz to zrobi.
Wróciłam do komputera i napisałam do Łukasza, że Kama zarezerwuje miejsca na balkonie. A Łukasz na to odpisał:
"Na balkonie? To daleko, nie będzie nic widać..."
No to ja napisałam SMSa do Kamy, że Łukaszowi balkon się nie podoba, bo stamtąd daleko do sceny i nic nie będzie widać. Kama odpisała mi:
"To ja nie rezerwuję. Bo ja zawsze na balkonie. Ty wybierz bo ja widzę wszędzie:)"
Na taką odpowiedź zebrałam się w sobie, ruszyłam moje cztery literki i wyszłam na korytarz, aby zadzwonić do teatru.
Pani, która odebrała sprawdziła miejsca i poinformowała mnie, że na niedzielę są tylko drugie i trzecie miejsca - czytaj: mało albo wcale nic nie widać. Odpadały więc. No to na sobotę, nie będzie pożegnania spektaklu, ale sam spektakl będzie. Pani zaczęła mi wymieniać, które miejsca ma wolne: pierwszy rząd, drugi.... ósmy, dziewiąty.... Skoro tak się sprawy mają, to poprosiłam o miejsca w drugim rzędzie. Pani mi zarezerwowała, a ja wróciłam do pokoju rozbawiona obrotem sprawy. Napisałam od razu do Łukasza, że miejsca zarezerwowałam takie, że na pewno będzie wszystko widział, w drugim rzędzie. Łukasz najpierw myślał, że żartuję, potem miał nadzieję, że żartuję, a potem musiał pogodzić się z tym, że zasiądzie pod samą sceną. Pocieszyłam go, że oparłam się pokusie zarezerwowania miejsc w pierwszym rzędzie, a były tam też wolne.
Następnie zadzwoniłam do Kamy, bo chciałam jej to powiedzieć (poniekąd) osobiście i usłyszeć jej chichot, kiedy się dowie, gdzie zasiądziemy.
- Zarezerwowałam nam miejsca takie, że Łukasz na pewno wszystko zobaczy. - zaczęłam, kiedy odebrała
- W pierwszym rzędzie? - na Kamę zawsze można liczyć, jej poczucie humoru nigdy nie zawodzi
- Nie, ale zaraz za nim - w drugim!
Tu nastąpiło chichranie się po obu stronach linii.
- Może Sędrowski spadnie ze sceny po naszej stronie przejścia, to będziemy dobrze widzieć.
- Mam nadzieję, że naprawdę spadnie ci prosto pod nogi! - skomentowała Kama nie do końca chyba jeszcze przyjmując do wiadomości fakt, że posadziłam nas pod samą sceną.
Łukasz stwierdził, że on przejmuje ten interes i od tej pory to on będzie rezerwował miejsca w teatrze. No chyba się mu mój mały psikus średnio spodobał. A tak chciałam mu się przysłużyć... ;)
Ciekawe czy po obejrzeniu tej sztuki będą nas bolały karki od zadzierania głów w górę...


Brak komentarzy: