środa, 9 grudnia 2009

Papierowe jedzenie

Od tego zapalenia gardła, które napadło mnie już prawie trzy tygodnie temu straciłam apetyt.
Wyleczyłam się po tygodniu mniej więcej. Długo to trwało, bo psikanie gardła bioparoxem nie jest najszybciej działającą metodą. Gardło bolało mnie bity tydzień. Złe samopoczucie ciągnęło się jeszcze z 4 dni dłużej.
w końcu wzięłam niezawodnie działający eurespal i mi przeszło to chorowanie w ciągu jednej tabletki. Ale nie pomogło mi to tak całkowicie i chyba do tej pory nie doszłam do siiebie, bo
apetyt straciłam dokumentnie. Wręcz dostałam jakiegoś prawie-wstrętu do jedzenia.
głodna nie czuję się wcale, bez względu na to kiedy coś zjem i co zjem. Okropne to jest. Patrzę na jedzenie i czuję niechęć, a jak już coś jem, to takie to wszystko jest bez smaku... Chciałabym powiedzieć, że smakuje mi jak wióry, bo to jest dosyć bliskie skojarzenie, ale tak w prawdzie, to lepszym określeniem jest coś zawierającego w sobie "nie smakuje" niż "smakuje".Bo smak straciłam w stopniu znacznym.
W poniedziałek byłam na mieście i przy okazji zahaczyłam o Plazę. W zasadzie to poszwędałam się po Plazie tylko dlatego, że jadąc do centrum widziałam koszmarne korki, zmierzające zwłaszcza w kierunku, w którym ja miałam wracać. Chciałam więc je przeczekać. Postanowiłam zjeść Longera, bo było już późne popołudnie, a ja w zasadzie od śniadania nie jadłam nic. No i longer z colą jest moim ukochanym fast foodem, jedynym, jaki jadam i jaki uwielbiam w dodatku. Pomyślałam, że to będzie terapia dla moich kubków smakowych.
Kupiłam tego longera, bez coli, bo jakoś cola przerosła już moje możliwości. I nawet go zjadłam ale specjalnie nie myślałam o nim w trakcie jedzenia, bo mi się go odechciewało. Smakować - nie smakował mi za bardzo.
Ale przynajmniej miał trochę smaku. ochoty na jedzenie nie zrobił mi wcale.
W domu postanowiłam, że spróbuję ocucić moje kubki smakowe, tudzież przewody nerwowe, które zaszwankowały, jakimś wyrazistym smakiem. Zjadłam więc kabanosa z chipsami paprykowymi. Kabanos był w smaku nawet dobry, pomimo mojej ułomności w tej dziedzinie, ale chipsy smakowały cokolwiek papierowo.
Bigos w pracy mi nie podchodzi wcale! Mój ulubiony bigos bez mięsa! Aż mnie odwraca.
Wczoraj jadłam ciastka - zwykłe herbatniki. I mlekołaki czekoladowe muszelki. Normalnie je uwielbiam, ale teraz jest nienormalnie i są mi obojętne.
Odkryłam, że kiedy człowiek je coś smacznego to czuje taki entuzjazm przy tym. Ja go teraz nie czuję. Wydedukowałam, że ten entuzjazm idzie w parze ze smakiem i apetytem. W zasadzie to jest trio, a nie para. Chwilowo brakuje mi wszystkich trzech elementów.
W zasadzie to tylko bezsmakowe jedzenie mi jako tako przechodzi przez zęby - kanapka z serkiem twarogowym bez smaku, albo mleko.
No i co jest z tym moim smakiem i apetytem nie tak?
Ostatni taki okres, kiedy żywiłam się tylko mlekiem z chlebem, miałam pisząc prace magisterską. Ale wtedy się stresowałam, miałam miesiąc na napisanie wielkiej bukwy i było to uzasadnione. Teraz się nie stresuję. Tylko mam jakieś pozostałości pochorobowe.
Jola mi powiedziała, że po swoim wiosennym katarze straciła do pewnego stopnia węch. Odblokowało się jej to po pół roku, dopiero niedawno.
Jeśli moje kubki smakowe będą tak wolno się regenerować, to piękna perspektywa przede mną! Nie ma co! Pół roku przymusowego jedzenia żywności o smaku papieru...
Buuu....

Brak komentarzy: