sobota, 12 grudnia 2009

Książki Moore'a

Przeczytałam już całego tego Christophera Moore'a, tzn. wszystko co jest do kupienia w Polsce.
Kończę "Ssij, mała ssij" i czekam tylko, aż Ewa skończy czytać "Baranka", aby sobie też tą książkę pożyczyć i dokończyć, bo po przeczytaniu połowy w wersji elektronicznej, jakoś straciłam cierpliwość do gapienia się w monitor komputera.
Mam mieszane uczucia co do twórczości tego powiedzmy-pisarza. A już na pewno nie rozumiem czym on zarobił na swoje luksusowe życie w Kaliforni. To jest zupełnie inny rynek, w USA. I zupełnie inna mentalność ludzi, więc może oni chłoną wszystkie książki Moore'a, bo taki typ pisania im odpowiada. Albo może precyzyjniej było by powiedzieć: pisanie na takim poziomie jest dla nich strawialne.
Jest pewien klucz w tym, jak Moore pisze, zasada jest prosta: grube książki są świetne,
cienkie książki są... cienkie. Nie tylko w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Grube są:


"Baranek" - fantastyczna opowieść o młodym Jezusie - oczywiście cała w tonie łobuzerskim i trzpiotowatym, z tymi charakterystycznymi dla nowoczesnych pisarzy komentarzami, napisana bardzo współczesnym stylem i z bardzo nowoczesnym podejściem do wszystkiego co duchowe, transcendentne i religijne. Bardzo mi się podobała, chociaż muszę ją dokończyć.




"Wyspa wypacykowanej kapłanki miłości" - bardzo fajna, o pilocie nieudaczniku, który wcale nie jest takim ostatnim nieudacznikiem. Styl, komentarze i zachowanie postaci typowe dla Moore'a - jak najbardziej zachowane.






"Brudna robota"
- świetna książka, naprawdę zabawna. Poza tym - jak powyżej. Sama fabuła jest bardzo ciekawa, no i brawo za pomysł. Bardzo mi się podobała i pochłonęłam ją błyskawicznie.





"Krwiopijcy"
- dobra książka, bardzo przyjemnie się czyta, o wampirach ale z alternatywnym podejściem do tematu, co z resztą jest dla Moore'a typowe. Taka nowoczesna opowieść, jak by to było zostać wampirem w XXI wieku - zalety i wady bycia nieśmiertelnym, ale nieodpornym na światło dnia.

Tu kończy się lista dzieł Moore'
a, które mi się podobały i zaczyna się lista cienkich jego wypocin. I tych już nie poleciłabym nikomu, chociaż Adam i Ewa (i nie chodzi mi o tych z raju, tylko o mojego brata i jego dziewczynę. Nieźle się dobrali nie? To za to jest bardzo w stylu mojego brata. :) )łykają książki Moore'a jak leci, w całości z zachwytem nad każdą.
Chyba grymaszę, nie? ;)

Więc z tych kiepskich mamy:
"Najgłupszy anioł" - najgłupsza książka na świecie, pisałam już o niej, nie rozumiem jak można takiego gniota opchnąć do publikacji (pytanie do pisarza), jak można ją wydać (pytanie do wydawcy), jak można ją kupić (pytanie do brejdaka), jak można się nią zachwycać (pytanie retoryczne) i jak można na jej podstawie kręcić film?????? (pytanie bez odpowiedzi)
"Błazen" - czasy Szekspirowskie potraktowane z przymrużeniem oka. Ja oko przymrużyłam po pierwszych 40 stronach, a w zasadzie to zamknęłam obydwoje oczu, nie chcąc więcej na tego gniotka patrzeć. Nie przebrnęłam, bo szkoda mi było czasu, a poza tym takie przedstawienie tamtych czasów - bez żadnej amortyzacji - mnie zniechęciło. Wiem, ze ludzie wtedy się rzadko myli, spali na kupie i śmierdzieli, poza tym byli na ,milion sposobów obleśni, ale nie potrzebuję czytać o tym na co drugiej stronie.
"Ssij, mała ssij" - ta jest kontynuacją "Krwiopijców", też o wampirach, nie jest jednak nawet w połowie tak udana, jak jej pierwsza część.
Innych książek Moore'a w Polsce jeszcze nie wydali. Pewnie za jakiś czas się pojawią, jeśli się dobrze sprzedaje. Te książki są naprawdę ładnie wydane, wszystkie w twardej oprawie z obwolutą, tylko kolory mają super jaskrawe, no ale to pasuje do jego języka literackiego.
Mam taką nadzieję, ze może te niewydane jeszcze są grube i będą fajne... Jak będą cienkie, to nie ma nadziei...
Powiem tak - nie można się na tych książkach rozpędzić czytając je. Świat tych opowieści jest przedstawiony tak... powierzchownie. To jest naprawdę męska literatura, wszystko w niej tchnie mężczyzną - od języka, sposobu narracji, komentarzy, po zachowanie postaci i otoczenie. Opisów jest mało, nie ma wielkich przemyśleń bohaterów, akcja toczy się wartko. I tak się te książki czyta: wartko. I tak samo wartko umyka wrażenie po nich.
Jest to taki typ pisania, który na pewno przeczytaliby chętnie licealiści w ramach lektur obowiązkowych. Ale jeśli szuka się wrażeń w książce, to nie będzie ich za wiele.
Mimo tego przy czytaniu tych grubych, bawiłam się dobrze. Bardzo dobrze. Trochę tak, jak bawi się na urlopie czytając Harlequiny. Mózg odpoczywa. To taka wersja romansów dla mężczyzn. Romansów jako takich w nich nie ma, najwyżej można się natknąć na prostytutkę tu i ówdzie, ale za to typ literatury jest właśnie z tego nurtu, tyle, że przyswajalny dla męskiej części społeczeństwa. Lekka, łatwa i przyjemna*. (*określenie nie odnosi się do "Błazna", był wybitnie nieprzyjemny, jak na książkę)
A w ogóle Moore na zdjęciach sam wychodzi jak błazen, bo robi takie miny, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy czasem nie jest opóźniony w rozwoju... Pewnie specjalnie tak, przynajmniej patrząc na jego książki można go o takie wygłupy podejrzewać.

Brak komentarzy: