poniedziałek, 7 grudnia 2009

Ładowarka

Przekonałam się, że na swojej pamięci nie mogę polegać.
Kiedy w wakacje byliśmy nad morzem, ja słuchałam "Anny Kareniny" na swojej MP3-ce usilnie oszczędzając baterię. Laptopa nie braliśmy, na kwaterach komputera nie było, kawiarenki internetowej nie zamierzaliśmy szukać. Polegałam na żywotności baterii - miała wytrwać do 16h słuchania i faktycznie mniej więcej tyle wytrwała. Wyłączałam ją za każdym razem, kiedy przestawałam słuchać, pilnowałam tego bardzo uważnie i od mniej więcej połowy wyjazdu martwiłam się, kiedy MP3-ka mi zdechnie. Najbardziej obawiałam się, aby nie padła mi w jakimś ciekawym momencie audiobooka, albo w jakimś nudnym momencie naszego urlopu, abym nie została tak sobie sama bez ciągu dalszego.
MP3-ka była bardzo kochana, bo padła ostatniego dnia i to dopiero w momencie, kiedy czekaliśmy na stacji PKP na pociąg. Idealnie!
Przez cały wyjazd mówiłam Łukaszowi, że powinni robić do MP3-ek takie ładowarki podłączanie do gniazdka z prądem, a nie tylko dawać kable do mini USB i wymagać, aby zawsze pod ręką użytkownika znalazł się komputer, bo inaczej leżysz i beczysz - a MP3-ki nie naładujesz.
To było w lipcu.
W listopadzie, po zakupie serwisu obiadowego trzeba było zwolnić jedną półkę w szafce, aby gdzieś go upchnąć. Przy okazji przekładania książek z jednej witryny do drugiej, postanowiłam wyrzucić opakowanie po MP3-ce.
Vedia robi piękne opakowania. Odtwarzacz był zapakowany tak elegancko i porządnie, że po pierwsze - aż miło było popatrzeć i odpakować, a po drugie w transporcie na pewno mu nic nie groziło.
Wyjęłam więc z szafki pudełeczko po Vedii, otworzyłam je, a w środku znalazłam wszystko to, co sobie w nim zostawiłam; zapasowe gąbeczki do słuchawek, silikonowe etui na odtwarzacz i ... ładowarkę do gniazdka z prądem!!!!
No w tym momencie to już nie miałam siły nawet zareagować!To ja cały tydzień nad morzem drżałam, że mi MP3-ka padnie w połowie zabawy i snułam marzenia, jak by to pięknie było taki wynalazek mieć i żałowałam, że nikt go nie wymyślił, albo przynajmniej nie dał mi z MP3-ką, a tymczasem mój wymarzony wynalazek leżał cichutko w szafce nieużywany i czekał na stosowny moment, aby się objawić!
Grunt to wiedzieć co się ma.
Ładowarkę już wypróbowałam, odtwarzacz ładuje się szybciej, mam wrażenie, niż po kablu USB od komputera. A na pewno jest mi tak z gniazdka ładować łatwiej.
Na kolejny wyjazd na pewno ją zabiorę, a przynajmniej będę już wiedzieć, że ją w ogóle mam. I że moje genialne plany ktoś już ubiegł, wymyślił, wyprodukował i nawet dołączył w standardzie do zestawu z odtwarzaczem.
A tak mi się przypomniało, bo właśnie sobie update'uję oprogramowanie Vedii. Po tym, jak wypuścili zawieszającą się wersję beta, jest już pełny build i ma działać rewelacyjnie. Oby, bo beta nie była za dobra.
Przy okazji zrobię porządek w plikach na odtwarzaczu i może wymyślili już w tym buildzie jakiś sensowny sposób wyszukiwania i odtwarzania plików z folderów, bo w wersji beta to był dramat. Aby odtwarzać pliki po kolei musiałam wyszukać sobie je wśród wszystkich - powtórzę z odpowiednim podkreśleniem: WSZYSTKICH - plików wgranych na MP3-kę. Chyba ktoś tego nie przemyślał. Pojemność jej to 8 GB, więc po wgraniu piosenek i audiobooków w kawałkach na większości dysku - to było trochę jak szukanie igły w stogu... utworów. :)
Jutro testujemy. Aktualnie słucham "Dumy i uprzedzenia" i muszę przyznać, że chociaż nie podoba mi się, jak Szczepkowska to czyta, to powieść Jane Austin w wersji do słuchania jest o wiele łatwiej przyswajalna niż w wersji do czytania i nawet mnie wciągnęła. Czekam ciągle, że wybuchnie tam to płomienne uczucie między Darcym a jedną z tych sióstr, ale nie mogę się doczekać. I tak mnie to motywuje do słuchania. :)

Brak komentarzy: