wtorek, 29 grudnia 2009

Papierowe stringi

Dzisiaj w pracy - chyba nie do końca jeszcze pozbyłyśmy się świątecznego, frywolnego nastroju odbyła się ciekawa rozmowa.
Siedziałyśmy w kuchni z Ewą i Jolą, ja jadłam swój nieśmiertelny bigos, przez wszystkich mylnie zwany kapustą, a laski się relaksowały. Ewa to w zasadzie było po pracy, bo ona na pół etatu, to nawet nie zdąży się rozpędzić, a już wychodzi do domu. Po pracy czasem zostaje chwilę, ja idę wtedy zjeść obiad i sobie gadamy.
Ewa stwierdziła, że chce kupić siostrze prezent. Nie bardzo miała pomysł co może jej kupić, bo siostra w zasadzie wszystko ma - kosmetyki ma, ubrania ma, Ewa była w kropce co też może jej sprezentować. Wymyśliła sobie, że stringi. Oczywiście Jola od razu zapytała:
- A co myślisz, że twoja siostra nie ma bielizny?
Ja z kolei upewniłam się, czy stringi to aby nie ubranie, bo do tej pory wydawało mi się, że tak. Skąpa, bo skąpa, ale jednak część garderoby.
Ewa odparła nasz atak z wdziękiem i wyjaśniła, że stringi wydają się jej ciekawym pomysłem na drobny podarek, a siostra siostrze może taki intymny prezent sprawić.
Zdecydowana wcielić swój plan w życie, Ewa zapytała, gdzie w okolicy znajdzie sklep ze stringami. :) Uczynnie poradziłyśmy jej sklep na Watykańskiej (dosyć daleko, bo jednak trzeba podjechać, został więc skreślony na samym początku), La Vantil w L'eclercu - ale ten wzbudził w Ewie święte oburzenie!
- No gdzież w La Vantil! Tam mają same drogie rzeczy! Po ile tam stringi mają? Pewnie po jakieś 10 złotych!
Spojrzałyśmy na siebie z Jolą - 10 złotych to chyba mało, bielizna potrafi być koszmarnie droga.
- Chyba raczej po trzydzieści... - sprostowała nieco nieśmiało Jola - Ale akurat mają promocję minus 30 %....
- No, to wyjdą ci akurat po 10 złotych! - dodałam ze śmiechem
Ewa nadal była wzburzona, że wysyłamy ją do takiego drogiego i snobistycznego sklepu, gdzie za 10 centymetrów koronki i metr gumki do majtek zszytych razem biorą koszmarne pieniądze.
- Ja nie kupuję stringów w takich sklepach! - odparła oburzona
- A gdzie kupujesz? - zapytała Jola. Ja chwilowo czułam się zbesztana.
- Kupuję na allegro dziesięć par za 14.90! - padła odpowiedź.
Znów spojrzałyśmy po sobie z Jolą, trochę zaskoczone.
- Ale to z materiału te stringi są? - zapytałam niby poważne. Ewa przytaknęła.
- I pierze się je? - ciągnęłam swoje. Ewa się trochę zdezorientowała, do czego zmierzam, ale znów przytaknęła. - I jesteś pewna, że one nie są papierowe, jednorazowego użytku??? - dokończyłam.
Parsknęłyśmy śmiechem obie z Jolą, a Ewa biedaczka, trawiła powoli mój żart, nie bardzo wiedząc czy ma się zaśmiać czy obrazić. Miała przy tym minkę, jak mała dziewczynka w przedszkolu. Słowo daję - Amelka robi taką samą. To jest zapewne jedna z tych uniwersalnych min, które są wspólne dla całej ludzkości, niezależnie od pochodzenia, religii i obyczajów.
Jola nalegała (zupełnie poważnie) aby Ewa podała nam linka do tego sprzedawcy nie-papierowych stringów na allegro, bo chętnie sobie obejrzymy jego bieliznę w sensownej cenie. Ewa jednak już miała focha i zdecydowała nas zignorować, poza tym nie wierzyła, że chcemy na serio ten link, bo chyba wyszła z założenia, że my majtki to tylko drogie.
- Nie rozmawiam z wami, wy snobki! - żachnęła się, chociaż oczywiście w żartach - Wy chyba zarabiacie krocie i sobie kupujecie majtki za 10 złotych, to nic wam nie będę mówić.
- Ja nie kupuję! Wcale tak nie mówiłam. - broniła się Jola
- No właśnie, nie kupuje i nie nosi wcale. - zakpiłam, idąc za ciosem. Jola zniosła to z godnością i z radością. Nie obraziła się za to.
- Nie tak poważnie, to pewnie z 5 złotych po promocji w La Vantil - gdybała Jola.
- To i tak za dużo! - oponowała Ewa
- No właśnie - podchwyciłam - widzisz, że ona maksymalnie 1.49 za stringi daje....
- Za 1.49 to nawet nie opłaca się prać! - zawyrokowała Jola - Zdejmować i wyrzucać można.
Nadal mnie ciekawi ta aukcja, ale linku nie dostałam do tej pory. Ewa poszła do domu z nosem trochę zwieszonym na kwintę, że się z niej śmiałyśmy. Joli trochę też się dostało, ale się nie fochała.
Ubaw miałyśmy naprawdę niezły, zwłaszcza obie z Jolą. Dobrze, że w kuchni nie było świadków, bo by pomyśleli, że my tak zawsze... A my tak tylko czasem, ale jak ktoś taką okazję do postrojenia sobie żartów wykłada, to szkoda byłoby nie wykorzystać. :)))

2 komentarze:

Nomad pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
marko pisze...

Szampanskiego Nowego 2010 Roku