środa, 9 grudnia 2009

Pogawędka z księdzem

Do znajomej przyszedł po kolędzie ksiądz. Zadzwonił do drzwi, akurat, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon. Usłyszałam tylko jej zdziwienie na dźwięk dzwonka i potem powitanie:
- Szczęść Boże!
W tym momencie powiedziałam jej "No to cześć!" i się rozłączyłam. Dalszy ciąg dialogu ksiądz - koleżanka, znam z jej relacji.
Rozbawiło mnie to, chociaż księdzu musiało być nie za bardzo do śmiechu, ale że był rozmowny i chciał parafian poznać, to na własne życzenie dostał zestaw mocnych wrażeń.
Koleżanka otworzyła mu ubrana w krótkie różowe szorty i wydekoltowaną koszulkę. Ubranie nie bardzo do witania księdza, ale w sam raz, kiedy w mieszkaniu jest ciepło, bo mieszka w nim małe dziecko. Inna sprawa, że koleżance zawsze jest gorąco.
Ksiądz roznosił opłatek. Dziecko opłatek rozpakowało w try miga i wysypało na podłogę. Rzucili się oboje - koleżanka i ksiądz, aby zbierać, przy okazji gawędząc.
Ksiądz oznajmił, że zna koleżankę z twarzy z kościoła. Przytaknęła, że do kościoła chodzi, ale staje zawsze na dworze, bo z dzieckiem nie bardzo jest sens pchać się do środka. Wiadomo - małe dziecko jest ruchliwe i szybko się nudzi.
Ksiądz pochwalił, że to bardzo dobrze, że chodzi do kościoła, bo niektórzy parafianie nie chodzą, a przy tym mają wiele pretensji i roszczeń do Boga i kiedy się z nimi rozmawia, to trudno się przez to przebić.
Na to koleżanka oznajmiła księdzu, że ona, w swoim niezbyt jeszcze długim życiu, miała już wiele przejść i na dodatek jej Mama nie żyje, ale pretensji nie ma i do kościoła chodzi.
Ksiądz zapytał więc o te przejścia, koleżanka ostrzegła go jednak, żeby na ten temat nie schodził, bo jakby księdzu opowiedziała, to by zwątpił.
Mogę sobie tylko wyobrazić minę księdza na tym etapie rozmowy.
Opłatek został pozbierany z podłogi, ksiądz wyciągnął drugi z torby i dał koleżance, mówiąc, że zostawi jej drugi, świeży, a może część opłatka przekaże komuś, mamusi na przykład. Na to koleżanka wypaliła:
- No przecież mówię księdzu, że mama nie żyje. I to już kilka lat.
Ksiądz lekko zwątpił. No tak, wspomniała. No to może teściom da... Na to znów usłyszał ostrzeżenie, żeby tego tematu lepiej nie zaczynali, bo nic to dobrego nie wróży. Opłatek się jednak na pewno zużyje.
A kiedy koleżanka przyjdzie do spowiedzi może księdzu w konfesjonale poopowiadać o swoim życiu dokładnie, ale roznoszenie opłatka to nie jest odpowiedni na to moment.
Ksiądz był dzielny. Pomimo, że dotarło na pewno do niego, że jego parafianie mają swoje problemy i to takie, których nie da się streścić w dwóch zdaniach i rozwiązać samemu, to jednak nie stracił zapału do rozmowy. Rezonu może trochę stracił, ale nie dawał tego po sobie poznać.
Za to poznawanie parafian musi być dla księdza doświadczeniem momentami trudnym.
No i co jest trudniejsze w takiej sytuacji? Bycie księdzem czy bycie parafianką?

Brak komentarzy: