poniedziałek, 7 grudnia 2009

Mikołaj

Przez ta naszą urodzinową imprezę zupełnie zapomniałam, że w niedzielę chodzi gruby brodaty i wyimaginowany Mikołaj i rozdaje jakieś prezenty.
Zeszłoroczne spotkanie z Mikołajem trochę mnie zniechęciło do niego. Mikołaj przyszedł do działu Łukasza i tam rozdawał prezenty. Łukasz był na urlopie, zostałam więc zawołana abym odebrała w drodze zastępstwa prezent dla męża.
Mikołaj na samym wstępie, tuz po powitaniu mnie swoim gromkim
- Ho ho ho!
Uprzedził, że ma prezent tylko dla mojego męża, a dla mnie nie. A to dlatego, że nie gotuję mężowi obiadków i tylko go głodzę, więc nie zasłużyłam na prezent. No to klops!
A raczej - nie ma klopsa, nie ma prezentu!
Ciekawe skąd ten Mikołaj, cokolwiek znajomo wyglądający spod tej wacianej brody - znał takie szczegóły naszych kulinarnych kuluarów. Ciekawe kiedy to uciął sobie tak owocną pogawędkę z moim mężem i w zasadzie to było równie ciekawe na jakiej podstawie on te wnioski wyciągnął. No ale, było już za późno na prostowanie, Mikołaj dał mi prezent dla męża.
Na pocieszenie zrobiłam sobie z nim zdjęcie. Taka byłam wielkoduszna.
Mikołaj, tak się złożyło, że był na urodzinach w sobotę. Przyszedł dla niepoznaki w cywilu. Kiedy rozmowa zeszła na ubiegłoroczne prezenty, a ja publicznie pożaliłam się, jak to mnie ostro potraktował - Mikołaj oznajmił,że w tym roku prezent mi da, bo widzi po pełnym stole, że już gotuję. :)
Chwilę potem coś Mikołajowi się jednak nie spodobało i już mnie postraszył, że mogę o prezencie zapomnieć.
I taka to szopka z tym Mikołajem! Nie można mu wierzyć na słowo, bo zmienia zdanie jak kapryśna primadonna.
O prezentach zapomniałam, no i na nic nie liczyłam.
Wczoraj wróciłam wieczorem od Rodziców, a Łukasz mówi do mnie tak.
- Ty wiesz co się stało? Siedzę sobie w pokoju i oglądam TV a tu nagle słyszę stukanie do okna!
Ja zamarłam słysząc ta mrożącą krew w żyłach opowieść! Jak to stukanie do okna?? Do jakiego okna, skoro my na drugim piętrze mieszkamy?? Już się zdążyłam przestraszyć i śmignęła mi przez głowę myśl, że skoro takie rzeczy się dzieją i ktoś puka do naszych okien, to ja nie zostanę więcej sama w domu po zmroku! Ale tak spojrzałam na Łukasza i widzę, że oczy mu się śmieją - coś kombinuje.
Łukasz tymczasem dokończył swoja opowieść o tym, jak to wyjrzał przez okno i zobaczył torebkę z prezentem dla mnie. A to Św. Mikołaj ją zostawił!
Najpierw poczułam ulgę, że jednak nikt nam do okien nie puka i mogę czuć się bezpieczna. A potem poleciałam oglądać prezent, odgrażając się Łukaszowi, że prawie śmiertelnie mnie nastraszył.
Zajrzałam do torebeczki z prezentem a tam... No właśnie! Pomysłowość Łukasza mnie powaliła!
Kilka tygodni temu poszłyśmy z Kamą na film "Julie & Julia". Był tam taki motyw - Julia Child uczyła się gotować w prestiżowej szkole dla kucharzy, gdzie nauczyciel kazał im sprawić sobie moździerz, bo jest to podstawowe narzędzie dla każdego kucharza i klucz do odpowiedniego przyprawiania potraw.
Mąż Julii przytargał jej więc wielki kamienny moździerz w prezencie urodzinowym. Opowiedziałam o tym Łukaszowi, bo był to super śmieszny motyw w filmie i strasznie mnie rozbroił.
Kilka dni później piekliśmy mięso i stanęłam przed dylematem - jak mam rozdrobnić pieprze i ziele angielskie i liście laurowe, aby przyprawić nimi aromatycznie mięso. Oczywiście przypomniał mi się moździerz Julii Child. W dzisiejszych czasach niby przyprawy są gotowe, zmielone, zapakowane w torebeczki, a zamiast moździerzy używa się młynków elektrycznych.
I Łukasz kupił mi wczoraj moździerz właśnie! Genialny pomysł! :)
Mam teraz mały prywatny moździerzyk w kuchni i mogę w nim wszystko rozdrabniać do woli! Już go wypróbowałam i działa!
Do tego dał mi Łukasz, oj, to znaczy Święty Mikołaj dał i tradycyjnie kalendarz na przyszły rok ze zdjęciami Audrey Hepburn.
Strasznie fajny ten Święty Mikołaj w tym roku! I wcale nie podobny do Bartka... Chyba jest ich więcej niż jeden i ten drugi nie jest taki srogi. :)

2 komentarze:

Nomad pisze...

Jechałem wczoraj przez Kraków i ciągle mijali mnie Mikołaje na motocyklach. Na ścigaczach! Mieli nawet do kasków przyczepione czapki z pomponami. Jest ich wielu, ba cały gang motocyklowy.

Anonimowy pisze...

W Lublinie ten gang też grasował na ulicach:) to był chyba jakiś spisek mikołajowy:)