sobota, 30 maja 2009

Szybka trasa do Mielca

Wyruszyliśmy wczoraj w drogę do Mielca dopiero po 19-tej. Zanim przyszłam z pracy, spakowaliśmy się, zrobiliśmy co trzeba - już było po siódmej.
Najpierw trzeba było się zatankować. I tu zdarzyła się pierwsza niespodziewana i miła rzecz.
Zajechaliśmy na stację Łukoil koło naszego rondełka osiedlowego, przełknęliśmy z rozczarowaniem wielką kolejkę do dystrybutorów, jak się nam objawiła. Trochę dziwił nas tłok na tej stacji, ale ona w łikendy jest dosyć oblegana, bo na każdy łikend obniżają trochę ceny paliw. Doczekaliśmy swoje, zatankowaliśmy się i Łukasz poleciał do kasy. Po chwili wrócił z wiadomością, że terminal do kart na stacji nie działa, nie da się zapłacić kartą, a żadne z nas nie miało gotówki. Na stacji jest jednak bankomat, wstawiony przez bank Pekao SA, więc poszłam do niego ja ze swoją kartą Aliora, którą mogę bezprowizyjnie wypłacać z bankomatów innych banków. Pod warunkiem oczywiście, że ten bank w ogóle obsługuje karty Aliora, bo już wyhaczyłam kilka banków, których bankomaty tych kart nie akceptuję i jedynie nimi plują. Pekao na szczęście Aliora obsługuje. Na szczęście, bo nikt z własnej nieprzymuszonej woli nie będzie płacić 5 PLN prowizji za wypłacenie 50 zł z bankomatu. Najpierw nie mogłam bankomatu znaleźć, w końcu Łukasz pokazał i pacem, w który kąt stacji mam iść. Poszłam więc pod sam bankomat i stanęłam 2 m za facetem wypłacającym pieniądze. Postałam tak dłuższą chwilę, ale że facet jakoś wolno działał na tym bankomacie, rozejrzałam się dokoła. Z 2 metry za mną stał inny facet. Stał dosłownie na środku tego sklepu. Wydało mi się to najpierw bez sensu, że tak tam tkwi nieruchomo, po czym olśniło mnie, że on chyba też stoi w kolejce do tego bankomatu, tyle, że ja mu się w tą kolejkę zwyczajnie wepchałam. Zapytałam go czy stoi w kolejce do bankomatu. Facet kiedy zobaczył, że ja na niego spojrzałam - dokładnie w tej samej chwili powiedział do mnie, że on w kolejce też stoi, na co ja stanęłam za nim i przeprosiłam go ze śmiechem, że tak się zapędziłam i wlazłam przed niego.
Koleś wypłacający pieniądze skończył operację, odszedł od bankomatu i w tym momencie ten pan sprzede mnie spojrzał na mnie i zapytał mnie czy mi się bardzo spieszy. W domyśle miał, czy ma mnie przepuścić. Odparłam, że nie, ale jego pytanie mnie bardzo miło zaskoczyło. Rzadko się to zdarza, to było bardzo ładnie z jego strony,że tak się zainteresował. Mi co prawda było obojętne czy wyjadę minutę wcześniej czy później, ale rzadko kto jest skory do przepuszczenia kogoś w kolejce i to jeszcze tak niepytany, z własnej inicjatywy.
Pan zrobił na mnie bardzo miłe wrażenie swoim szarmanckim zachowaniem gentelmena.
Druga miła rzecz spotkała nas na trasie na Janów, za Kraśnikiem. jechała przed nami ciężarówka, którą dosyć szybko dogoniliśmy. Kilka samochodów przed nami ją wyprzedziło i nadeszła w końcu nasza kolej. Niestety najechaliśmy na taki fragment trasy, kiedy wyprzedza się ciężko. Najpierw było kilka zakrętów, jakieś podwójne i pojedyncze ciągłe i znaczki w stylu "Nie wyprzedzać". Nie za wiele było widać zza tej ciężarówy, a z naprzeciwka przejechało kilka aut, chociaż ta trasa była miejscami zupełnie opustoszała. I tak jedziemy grzecznie za tą cieżarówą, co chwila się wychylałam zza niej, aby zobaczyć co jest przed nami, a tu nagle - kiedy minęło nas kilka samochodzików z naprzeciwka - widzę, że ciężarówka miga prawym migaczem. Pobocza na tym odcinku trasy nie było wcale, tir nie zwalniał, więc ewidentnie dał nam znak, że można wyprzedzać. Wychyliłam się i faktycznie - trasa przed nami pusta i prosta, można popędzić.
To było duże ułatwienie, że kierowca tej ciężarówki nam tak pomigał. Bardzo miłe z jego strony. Zapewne, gdyby było pobocze, to by nam zjechał, a tak przynajmniej nam zasygnalizował, że można się przymierzyć do wyprzedzenia.
Łyknęliśmy go w kilka sekund, jechał chyba ze 100 na godzinę, więc nasz opel był już w tej fazie prędkości, kiedy przyspieszanie nie sprawia mu trudności. Po chwili już byliśmy daleko z przodu, a ciężarówka znikała z tyłu za nami.
Fajnie, że niektórzy kierowcy rozumieją, że taka kultura na szosach ułatwia podróżowanie. Zwłaszcza, jeśli jedzie się takim słabszym autkiem, jak nasze, które nie ma za wielu koni mechanicznych.
Dalej na szosie spotkaliśmy jeszcze jakąś młodą dziewczynę, jadącą wolniutko całkiem dobrym samochodem. Była na tyle świadoma swojej prędkości i miła, że zjeżdżała na pobocze wszystkim, którzy przymierzali się do wyprzedania jej.
I tym sposobem droga do Mielca minęła nam bardzo przyjemnie i bardzo szybko. Dojechaliśmy w 2,5h, rodzice nie spodziewali się nas tak wcześno, byli zaskoczeni, kiedy zadzwoniliśmy do drzwi.
Nas trasa wcale nie zmęczyła, tylko ostatnie 50km przejechaliśmy po ciemku, ale ten odcinek drogi to są podrzędne szoski między wioskami, z kiepskim asfaltem, jedzie się wtedy na skróty i zbacza z głównych dróg krajowych. Wjeżdża się w strefę miliona zakrętów i dziur w asfalcie, więc traci się znacznie na szybkości. Ciemność nie spowalnia tak skutecznie, jak zła nawierzchnia szosy.

Brak komentarzy: