środa, 6 maja 2009

Jak szaleć to szaleć!

Dzisiaj wysiedziałam w pracy do 18-tej, a nawet to po-18-tej, na dyżurze za Ćwika, bo wczoraj się zamieniliśmy, przy czym cały dzień kiełkował we mnie pewien plan.
Otóż zamierzałam po pracy pójść do Holibuta i kupić sobie czółenka.
Słowo daję, że ten sklep jest za blisko mojej pracy! Za często tam bywam ostatnio! Jakby był w Centrum, bywałabym tam raz na miesiąc, albo nawet rzadziej, nie wiedziałabym za dobrze, co w nim aktualnie mają na półkach i nie kusiłyby mnie żadne buty. A dwa tygodnie temu kupiłam sobie tam przecież balerinki, które mnie od razu obtarły i czekają na lepsze czasy, kiedy moje pięty zechcą je znów oglądać.
No ale! Mam deficyt czółenkowy, wiosna w rozkwicie, a ja zostałam z jedną parą czółenek, w dodatku starych i odrobinę out-of-fashion. Trzeba kupić nowe buty!
Jak postanowiłam, tak też zrobiłam, poszłam do sklepu i wyszperałam:

- brązowe czółenka, na które już kilka tygodni temu zwróciłam uwagę, ale nie byłam zdecydowana, a jak na złość mój rozmiar był i nikt go nie wykupił przez ten czas,
- szare czółenka - wypatrzone przy ostatniej wizycie, trochę nietypowe jak dla mnie - niepoprawnej klasyczki, są zdecydowanie nowocześniejsze i mają oryginalny fason. Myślałam najpierw, że nie ma rozmiarów z tego modelu, bo nigdzie koło półki, na której stały nie znalazłam pudełek z nimi, ale dzisiaj w pracy dostałam olśnienia, że dopóki nie dowiem się na pewno, że mojego 38 nie ma, to można założyć, że rozmiar jest i muszę koniecznie to sprawdzić, bo buty nie dają mi spokoju! Straszliwie mi się spodobały i nabrałam na nie wielkiej ochoty.
Przymierzyłam więc w sklepie: na jedną stopę but z jednej pary, na drugą stopę but z drugiej pary. Pasowały, jak ulał obydwa.
Jakaś kobieta najpierw stała i dłuższą chwilę gapiła się na moje stopy, aż przemknęła mi przez głowę myśl, czy ona spodziewa się, że kupię sobie dwa różne buty i będę w nich tak paradować po mieście, ale w końcu zdradziła się sama, że szare buty wyglądają "pięknie! bardzo zgrabne i świetny fason!" - jak to powiedziała. Pokazałam jej - wielce zainteresowanej bucikami, gdzie one stoją i widziałam, że nawet potem latała z jednym szarym czółenkiem.
Podjęłam typowo damską decyzję i postanowiłam kupić obydwie pary!
Wyszukałam sobie tylko inne pudło z tymi szarymi, bo w pierwszej chwili trafiło mi się jakieś pomięte, a wiadomo, ze pudełka służą do przechowywania butów.
I tym sposobem nabyłam buty w ilości prawie że hurtowej i wróciłam do domu z dwoma nowymi parami czółenek!
Kama - teraz mam wieeeelką nadzieję, że w żdnym bucie nie odpadnie mi obcas. No może, jak pojeżdżę w nich trochę samochodem, bo mam takie podejrzenie, że może sama sobie ten obcas zdezelowałam, opierając nogę na nim, kiedy naciskam w samochodzie gaz. Albo... były kiepskiej jakości nity po prostu. :)
Ale na tym - nowych butów dzisiaj nie koniec, jak się okazało!
Kilka dni temu kupiłam sobie balerinki na allegro i traf chciał, że akurat dzisiaj przyszła paczka! Pan od przynoszenia paczek byl tak miły, że przyjechał do nas chyba trzy razy! Wiem, że na pewno jeździ raz rano, a jeśli nie zastanie nikogo - wraca po południu koło 17-tej. jeśli wtedy nikogo nie ma - wystawia awizo.
Kiedy wróciłam do domu znalazłam w drzwiach awizo - znać był po południu.
A tu za pół godziny dzwonek do drzwi i facet zjawia się z paczką! Było już po 19-tej, stwierdził, że już do bazy zjeżdżał i zostawił moją paczkę na sam koniec! To baaardzo miłe z jego strony, bo poczta jest sto metrów dalej i nigdy nie chce mi się tam chodzić po odbiór przesyłki z awizo.
No i tak oto stałam się dumną posiadaczką trzech par nowiutkich, skórkowych i wygodniutkich bucików! Każde w innym koloże, przy czym jedne wydają się bardziej bezpiecznym nabytkiem niż pozostałe, bo obcasów nie mają i nie ma co odpadać!
No i to jest nauczka dla moich butów, że lepiej nie gubić obcasów, bo można zostać zastąpionym przez nowsze i wolne od wad i uszkodzeń, całkiem sprawne modele!
Oczywiście swoje ulubione księżniczkowe czółenka naprawię, ale szewcy.pl są aż na Narutowicza, w centrum, więc zupełnie mi nie po drodze i dotrę tam przy okazji jakiś jeszcze załatwień.
Najlepsze jest to, że to nie koniec zakupów obuwniczych na to lato / na tą wiosnę, bo potrzebuję też kupić sandałki. Coś co trzyma się nogi, ale ma minimum skóry na wirzchu i zapewnia komfort na upalne dni, na które tak bardzo liczę tego lata.
A nawet widziałam ostatnio fajne, na koturnie, skórzane - w sklepie w Centrum. No ale właśnie - w Centrum, więc nie po drodze. A że ja zakup butów muszę najpierw przemyśleć... Jeśli będą moje rozmiary przy następnej wizycie w tym sklepie - może sobie je kupię. A możliwe, że zajrzę tam w poniedziałek, planujemy wtedy z Kamą spotkać się na kawkę, lody i plotki.
Porozmawiamy sobie o naszych przygodach z butami...;)
upsss......

1 komentarz:

Just pisze...

Butów nigdy za wiele. Absolutnie. Ja kiedyś próbowałam policzyć moje. Dałam sobie spokój gdzieś tak przy 32 parze...