niedziela, 24 maja 2009

Wdrapaliśmy się na Morskie Oko

Droga na Morskie Oko jest dłuuuuga i kręta! Nie jest trudna, tylko długa.
Najpierw jechaliśmy busem po takich serpentynach, że aż mnie zemdliło. Kierowca chyba miał doświadczenie w wożeniu worków z kartoflami, bo pędził, jak szalony, a w busie rzucało nas na prawo i lewo. No, ot - taki folklor miejscowy.
Potem wdrapywaliśmy się pod górkę i zdawało się, że nasza wędrówka nie ma końca! Widoki po drodze były przepiękne, droga łatwa, bo wyasfaltowana na całej długości, tyle, że długa. Trochę nudna nawet, przez to właśnie, że taka łatwa.Ale ten asfalt był dla mnie dzisiaj błogosławieństwem, bo miałam mini kontuzję na kostce i nie mogłam założyć dzisiaj butów trekkingowych, więc poszłam w balerinkach. Kontuzji nie było wcale widać, ale trochę pobolewała, bo ją urażał but. Bardzo szkoda, bo gdyby nie to, to pewnie wdrapalibyśmy się też na Czarny Staw pod Rysami, albo poszli do Doliny Pięciu Stawów, bo szlak już był otwarty.
Zamiast jednak szarżować dzisiaj - zrobiliśmy sobie spacerek do Morskiego Oczka i z powrotem. Lajtowo.
Wczoraj się trochę przeforsowałam i dzisiaj już niespecjalnie miałam zapał do wędrówek wyczynowych.
Justyna za to dała czadu! Poszła do jakiejś doliny, po czym szlak zaprowadził ją na górkę, na którą podejście trwało 45 minut! Dzisiaj zrobiła chyba lepszą trasę niż my, a tak zaklinała się, że ona nie chce po górkach latać. :)


Pozdrowienia znad Morskiego Oka!

Brak komentarzy: