wtorek, 19 maja 2009

Spotkanie w większym gronie

No i już wiem dlaczego mieszkałam w smuteczkowie wielkim. Jest czerwona kartka w kalendarzu, hormony opadają, życiu wracają jaśniejsze barwy, mój humor się poprawia.
Dzisiaj po pracy spotkaliśmy się u państwa S., a powodem był urlop Krasego. Skoro Krasy przyjechał z Anglii na te kilka dni, trzeba było to wykorzystać. Każdy powód aby się spotkać w większym gronie jest dobry.
Bardzo było fajnie, spędziliśmy wesoły wieczór, zrobiliśmy kilka fotek, zjedliśmy pyszne menu, które z takim poświęceniem przygotowywałyśmy z dziewczynami - każda we własnym zakresie.
Chłopaki wypili morze wódki, oczywiście skutek dla niektórych osobników był łatwy do przewidzenia. Było kolorowo, a momentami, to nie wiedzą jak było, bo stracili pamięć fragmentami...
Ja nie wiem, co to za przekleństwo, że kieliszki u państwa S. są albo za głębokie, albo za szybko śmigają. Każda wizyta u nich jest tak mocno zakropiona, że potem są przeboje. To jest zniechęcające. Za każdym razem, ale to każdym razem, kiedy na stole ląduje wódka, kończy się to dramatycznymi przeżyciami po imprezie. niespecjalna atrakcja. Pan S. może wypić bardzo dużo i wcale go to nie rusza, ale oprócz niego nikt inny - dosłownie - nikt inny nie ma takiej odporności na alkohol i swoje odcierpieli już liczni chojracy - Łukasz i Krasy wiodą prym, ale nawet Sylwek, który jest postawny i dobrze zbudowany po listopadowym spotkaniu mocno odchorował wszystkie flaszki.
Ja dzisiaj spałam na kanapie. Profilaktycznie zeszłam z linii strzału Łukaszowi. Oczywiście niespecjalnie się wyspałam.

Brak komentarzy: