sobota, 5 września 2009

Wizyta(cja)

W ten łikend odwiedzili nas rodzice Łuaksza. Dla mnie to teściowie, ale jakoś trudno mi się przyzwyczaić do tej nomenklatury i wolę nazywać ich "rodzicami Łukasza" w odróżnieniu od rodziców moich. Każdy ma swoją nazwę i od razu wiadomo o kogo chodzi. Łukasza siostra też przyjechała.
Zaraz na wstępie teść uświadomił mnie, że staropolskim zwyczajem kiedy synowa przyjeżdża w odwiedziny do teściowej, jest to wizyta. Ale kiedy to teściowa odwiedza synową (w domyśle: i syna), to jest to wizytacja.
Tym wesołym akcentem rozpoczął się pierwszy rodzinny łikendowy zjazd w Lublinie. Do tej pory takie zjazdy w 100%-wym składzie odbywały się w Mielcu.
Wizytacja więc trwa. Ku naszej radości.
Nie ma to jak odrobina oderwania od codziennej rutyny i wieczór w dobrym towarzystwie.
Co prawda poprzeczka w tej konkurencji wisi bardzo wysoko, bo kiedy my jeździmy do rodziców Łukasza, teściowa zawsze przyrządza takie smakołyki, że trudno jest dorównać do jej poziomu. Przepyszne dania i w dodatku ślicznie wyglądające.
Coś tam jednak wypichciliśmy, wiadomo, że rodzice i tak powiedzą, że im smakuje. :)

Brak komentarzy: