poniedziałek, 7 września 2009

Kościół dzieciom

Wczoraj - w ramach rodzinnego łikendu z Rodzicami S. - poszliśmy do kościoła na poranną mszę... dla dzieci.
Co ciekawe - Rodzice S. wybrali się znacznie szybciej niż ich dzieci i poszli punktualnie, a dzieci wpadły na mszę lekko po czasie. Ale to nie ważne.
Dzieci czyli my - już urośnięte i duże. Jak na taką mszę z dedykacją dla dzieci, to może nawet za duże. Może. Mi się jednak spodobała forma tej mszy.
Msza okazała się bardzo ciekawa.
Kiedy przyszło kazanie, jakiś młody ksiądz chwycił za mikrofon, wyszedł zza mównicy i poprosił do siebie wszystkie dzieci, zwłaszcza te w wieku szkolnym. Dzieci pognała do niego całą chmarą. Nic w sumie dziwnego - osiedle mamy młode, obfite w potomstwo, w wieku szkolnym zwłaszcza.
Dzieci stanęły gromadą przed księdzem i wpatrywały się w niego z głowami zadartymi do góry. Szkoda, że byłam tak daleko z tyłu, bo zaciekawiło mnie, czy mają przy tym też otwarte usta. Dzieci się tak fajnie gapią: z przejęciem i z otwartą buzią. :)
Ksiądz zaczął kazanie interaktywne, włączając do niego dzieci. Bardzo to ładnie wyglądało, kiedy prowadził z nimi dialog i je tak aktywizował, zamiast monologować sobie i przynudzać innym.
My - dorosłe dzieci - staliśmy tam, gdzie staliśmy i obserwowaliśmy to, jak jedno wesołe przedstawienie.
Ksiądz zapytał czy dzieci w tym tygodniu już były w szkole. Dzieci oczywiście odpowiedziały, że tak! Na to ksiądz zapytał jakie miały w szkole przedmioty. Podsunął mikrofon jednemu chłopaczkowi, a ten odpowiedział z samozadowoleniem:
- Plecak!
Kościół zafalował cichym chichotem.
Ksiądz niezrażony sprecyzował pytanie, bo chodziło mu o przedmioty, jakich się dzieciaki uczyły, a nie, jakie nosiły ze sobą.
Fajna była ta msza, ciekawa, zabawna, dzieciaki potem jeszcze wymyślały intencje na modlitwie "ciebie prosimy...". My z Tusią byłyśmy żywo zainteresowane wyczynami dzieciaków pod ołtarzem i trochę żałowałyśmy, że takie już jesteśmy duże.
A na dodatek msza - nawet pomimo dłuuugich ogłoszeń parafialnych - była krótsza niż te ogólnie przyjęte 60 min. Chyba to będzie moja ulubiona niedzielna msza. Pomimo wieku... Podobno całe życie jesteśmy dziećmi, można z tego skorzystać. :)

3 komentarze:

pszren pisze...

bardzo negatywnie oceniam takie rzeczy. zapewne tutaj tak nie było, ale jak słyszę o zmuszaniu dzieci całymi szkołami do chodzenia na msze (mówimy o rzym-kat, i o współczesnych szkołach w Polsce), to bardzo mi się to nie podoba. demokracji na takich mszach się nie zbuduje. i tak zawsze będzie ich dyskusja wiele kroków np. za luteranizmem.

Unknown pisze...

Owszem, takie przymuszanie całej szkoły do mszy na rozpoczęcie/ zakończenie roku i święta nie zostawia za wiele wolności wyznania. Nie bardzo zwraca się uwagę czy wszyscy są tego wyznania czy nie. Typowe założenie, że skoro kraj katolicki, to inni mają się dostosować.
Ale to była zwykła niedzielna msza. Bardzo wesoła. :) Najweselsza była na tyłach kościoła, gdzie sobie można było pokomentować wypowiedzi tych dzieci. :)

marko pisze...

Przyznam że też jestem przeciw takiemu rozumowaniu, widać daleko nam jeszcze do terminu tolerancji (zdaje się że w rzym-kat tu pełne jeszcze posłuszeństwo) nie obrażając ale taką mamy oficjalnie przyjęta rzeczywistość.