piątek, 18 września 2009

Babcio-ciapy

To dziwne, co po piwie może stać się zabójczo śmieszne!
Wczoraj u Ewy piłyśmy sobie piwko. Nie wiem ile go wypiłyśmy, bo Ewa przelewała nam w damskie kielichy do piwa, ale podobno po dwa. Możliwe. Nie jestem o tym przekonana, ale fakt, że po dotarciu do domu byłam wyluzowana maksymalnie i tylko zahaczyłam o łazienkę, po czym czyściutka poszłam prościutko do łóżeczka. I tam już zostałam do samego rana, kiedy to zaspałam i dotarłam do pracy dopiero na 9-tą.
Trochę mnie dziwi, że tak szybko się z tym piwem uporałyśmy, ale fakt, że umawiałyśmy się na wieczór z delikatnym alkoholem i dobrą zabawą.
Gdzieś w okolicy drugiego kielicha piwka spojrzałam na klapki, które miałam na stopach. Dała mi je Ewa, bo po wejściu do domu oświadczyłam, że buty chętnie zdejmę. Po całym dniu na obcasach miałam ogromną ochotę na zniżenie się do płaskiej podeszwy. Ewa wyciągnęła klapki z szafki, ja je założyłam, były bardzo wygodne, więc sobie w nich paradowałam cały wieczór.
Klapki miały dosyć dziwaczny dezajn, jak na kobietę w latach jej świetności, a tym bardziej, ja na Ewę, która jest damą w każdym calu i chodzi na wysokich obcasach. Klapeczki były lekko... babciowate. Korkowa podeszwa, w dodatku koturnowata, na górze takie skrzyżowane paski, a na środku okrągłe oczko. W dodatku w jakiejś ozdobnej obwódce.
Tchnęło babcią, jak nic.
Cały wieczór nie zwracałam na nie większej uwagi, no fakt, że zakładając je pomyślałam, ze te buty są w tym domu zupełnie nie na miejscu, ale dopiero po pewnej dawce stymulatora zapaliła mi się czerwona lampka. Niewiele myśląc zapytałam Ewy skąd ma te ciapy.
- Z targu. - odparła takim tonem, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. No prawda, tam można się takich butów spodziewać. - A myślałaś, że skąd? - zapytała
Właśnie, dobre pytanie. Co ja sobie myślałam? Niewiele zdążyłam pomyśleć, bo jakoś wolno mi się myślało. Ale przeszło mi przez myśl, że może dostała je od teściowej. To było prawdopodobne wytłumaczenie, jak młoda Ewa mogła znaleźć się w posiadaniu takich staromodnych butów.
- Myślałam, że od teściowej! Ale faktycznie wyglądają na targowe! - odparowałam i całą ta inteligentna rozmowa nas tak rozbawiła, że uśmiałyśmy się do łez. Aż Marcel myślał przez moment, że płaczemy.
Gdyby nie odpowiednia dawka alkoholu, wcale by mnie te buty tak nie zainteresowały. A na pewno nie były by aż takie śmieszne. Myślę jednak, że to będą moje ulubione ciapy u Ewy i od tej pory zawsze będę tylko w nich u niej chodziła.
Marzenka ma też takie śmieszne ciapy dla gości. Ale jej są fioletowe i mają przezroczysty - siatkowy wierzch z ponaszywanymi cekinami. Są takie bardzo wyzwolone te ciapy i kojarzą mi się z najstarszym zawodem świata, a przy tym są przeurocze i to w sumie daje komiczny efekt. Najśmieszniejsze w nich jest to, że widać przez przezroczysty wierzch palce u stóp. Kiedy jestem u Meny, zawsze mi je daje i sobie w nich paraduję. W domu takich nie mam.
Hmm... I tu nachodzi mnie myśl, że muszę się też zaopatrzyć w takie zabawne ciapy dla gości, bo nie mam w domu nic zabawnego na rozpoczęcie imprezy. Trzeba to nadrobić! Ni emogę od reszty towarzystwa! :)

Brak komentarzy: