niedziela, 20 września 2009

Kaczka

Przyszli do nas wczoraj znajomi. Jedni całą rodziną z dziećmi, a drudzy w połowie składu, bo tylko w części męskiej.
Przygotowaliśmy na to spotkanie przekąski, coś na ciepło, napoje, w tym również procentowe, a dla dzieci zabawne słodycze.
Wybierałam te słodycze na zakupach dosyć długo, bo byłam naprawdę zaskoczona, ile to przeróżnych fajnych rzeczy teraz jest do kupienia. Miałam więc niezłą zagwozdkę co będzie najlepsze aby dzieciaki się tym zajęły i aby im posmakowało. Spędziłam przed półkami z łakociami pewnie z 10 minut, oglądając każdą torebkę i otwierając oczy ze zdziwienia, że każdy rodzaj słodyczy jest przynajmniej w pięciu różnych odmianach!
Marshmallow pianki są w kilku kształtach, kolorach i pewnie też smakach.
Żelek jest cała gama - nadziewane, nienadziewane, kolorowe, jednobarwne, mix smaków, gołe, oblepiane jakąś posypką, w przedziwnych kształtach - od tradycyjnych misiów, tak dobrze znanych naszemu pokoleniu, przez różne gady i płazy, do serduszek i babeczek.
Dawno nie zaglądałam na półkę z takimi łakociami dla dzieci. Amelka zazwyczaj ciągnęła w ten koniec sklepu, gdzie były zabawki. Wypadłam więc z obiegu i zatrzymałam się na czasach, kiedy ja już dorastałam, a takie różne słodycze dopiero wkraczały do sklepowego asortymentu.
Dzieci wczorajszych gości - zabawnymi słodyczami nie przejęły się jednak wcale - widocznie mają ich pod dostatkiem na co dzień i nie jest to dla nich żadna atrakcja. Obejrzały zawartość torebeczek i wykazując minimalne nimi zainteresowanie, porzuciły ten temat skutecznie i już do niego nie wracały. Słodycze zapomniane przeleżały sobie cichutko całe spotkanie na półeczce pod ławą, gdzie nikt się nimi nie interesował. Dzieci zapomniały ich zabrać do domu, zostały więc nam po imprezie.
Dzisiaj rano, za ciekawości - sama dobrałam się do pianek marshmallow.
Nie jestem ich wielką fanką. Zazwyczaj wydawały mi się odrobinkę bez smaku, chyba przez tą piankową konsystencję. Te jednak bardzo mi się spodobały, bo są w kształcie kaczek!
I tu proszę bez podtekstów politycznych. Łukasz mi dzisiaj mówił, że pojawiły się ostatnio kaczki dziennikarskie, ale ja się jednak tymi tematami nie zajmuję.


Kaczki z pianki są kolorowe i smakują dosyć wyraziście, przypadły mi do gustu. Największą jednka ich zaletą jest kształt! Nie są to zwyczajne kwadratowe chmurki marshmallow - ktoś wpadł na pomysł ulepienia z nich zwierzątek!
Przypuszczam, że jojo wypuściło te kaczki na rynek już dawno temu, a tylko ja dopiero wczoraj je zauważyłam. Póki co, jestem w nich zakochana i zrobiłabym sobie z nich stadko hodowlane do ozdoby, gdyby tylko nie były takie dobre. Niestety są bardzo dobre i pochłonęłam większość stada na śniadanie. Nie najadałam się nimi wcale, ale za to smakowały mi bardzo.
Marshamllow kojarzyło mi się do tej pory tylko z ogniskiem zorganizowanym przez naszego pracodawcę w USA, gdzie tubylcy uczyli nas, że marshmallow nabija się na kij i piecze nad ogniem. My, Polacy byliśmy tym zdziwieni, bo u nas do pieczenia w ognisku służy kiełbasa, chleb, ziemniaki, no - w porywach jeszcze ser żółty. Wszystko raczej na słono, nie wkładamy do ognia słodyczy. A oni pieką sobie marshmallow. Efekt tego pieczenia jest ciekawy, bo na wierzchu ta pianka się spala na czerny węgiel, a w środku się topi i potem je się taką półpłynną z dodatkiem bezcennego węgla w czystej postaci. Nawet to dobrze smakuje, jakoś jednak nie nabraliśmy tego zwyczaju i nie zaszczepiamy go na polskich ogniskach.
No nic, wracam do moich kaczek. Mam ich jeszcze 5 w stadzie i chyba oszczędzę je i zamiast nich, zjem w końcu śniadanie. Najwyższa pora, bo już pora obiadowa się zbliża.
Do drugiej torebeczki łakoci dobiorę się jutro. Na dzisiaj wystarczy mi wrażeń. :)

Brak komentarzy: