wtorek, 15 września 2009

Sposób na drukarkę

Kama przysłała mi dzisiaj linka do filmiku na youtubie - wart obejrzenia! Gwarantowany odstresowywacz w pracy!
Na tym filmiku sfrustrowany pracownik - podobno w gettin banku - próbuje sobie coś wydrukować. Drukarka z niewiadomych przyczyn odmawia współpracy i puszcza puste kartki, zdaje się nawet, że z jednej strony białe a z drugiej szare od farby z tonera. W każdym razie dokumentu nie ma. Facet próbuje raz, drugi... dopóki mu sił i cierpliwości wystarcza. W przypływie olśnienia zagląda nawet drukarce do wnętrza, a ta prycha niewdzięcznie na niego pyłkiem z tonera. I w końcu facet nie wytrzymuje nerwowo i...
...i to już trzeba zobaczyć!





Obejrzałam ten film z rana, jeszcze dobrze nie zdążyłam się rozkręcić w pracy. Ślęczałam przed komputerem, nad kubkiem słodkiej herbaty i starałam się zmobilizować. Odpaliłam pocztę, przejrzałam maile, odpaliłam drugą pocztę, przejrzałam drugie maile i znalazłam ten filmik. Oglądnęłam go. I w tym momencie byłam już całkiem obudzona i mocno pobudzona do śmiechu!
Najpierw sama śmiałam się do łez - ale to dosłownie do łez, po czym przesłałam filmik wszystkim w naszym pokoju. Po chwili śmialiśmy się wszyscy razem. Rozwaliło nas to!
Facet wpadł na genialny pomysł, zamiast drukować dokument - zrobi sobie z niego xero! Tylko, że oryginałem do skserowania był dokument nie w wersji papierowej, ale dokument wyświetlony na ekranie jego monitora!
Co za błyskotliwość! :) I jaka frustracja!
Biedny facio był już całkiem zdesperowany, widocznie problemy z drukarką zdarzały się nagminnie, bo chyba nie ponoszą ludzi aż TAK nerwy przy pierwszy razie, kiedy kapryśny sprzęt odmówi współpracy? :)
Wszyscy wczuliśmy się we frustrację bohatera tego - jakże pouczającego, dla pracodawców zwłaszcza - filmiku. Przyszło nam to bardzo łatwo - chyba z tej prostej przyczyny, że nam drukarka w pracy płata podobne figle i to przy co drugiej próbie wydrukowania czegokolwiek. Raz na jakiś czas koromysło psuje się całkowicie, co daje nam chwilę oddechu i definitywnie rozwiązuje nasze wszystkie problemy z nią. Po jakimś czasie do stojącego bezużytecznie złomu przyjeżdża serwisant, coś tam przy drukarce robi. Zajmuje mu to z godzinę albo dwie. Rozkręca, wyjmuje wałeczki, śrubeczki i części, po czym skręca wszystko z powrotem i oznajmia, że jest ok. Ma działać. Rzekomo działa, ale sprytnie i tak robi nam dywersję.
Każda próba wysłania czegokolwiek do wydrukowania na ową drukarkę - stawia rezultat pod znakiem zapytania. Biegniemy w drugi koniec piętra, aby odebrać dokumenty, po czym okazuje się, że:
a) dokument do drukarki nie dotarł - wyszedł z komputera i najwyraźniej zaginął po drodze, bo drukarka nie otrzymała żadnego polecenia, aby coś wydrukować. Człowiek więc wraca do swojego komputerka - puszcza dokument do druku jeszcze raz, ponownie leci do drukarki, a tam nadal pusto. Ok - trzeba więc pogłówkować - cop można w tej sytuacji poradzić? Człowiek - cokolwiek bezradny - staje wtedy nad drukarką i zaczyna klikać. Jeden przycisk, drugi, trzeci... Z dużym prawdopodobieństwem kliknie się w końcu odpowiedni przycisk, lub odpowiednią sekwencję przycisków i drukarka coś wypuści ze swojej czeluści.
Już dawno przekonaliśmy się, że jak się dobrze poklika różnymi guziczkami na drukarce - w tym również przyciskiem Power - to w końcu koromysło zatrybi i wypluje jakiś dokument. Za to nie warto zawracać głowę osobom z działu teoretycznie zajmującego się takimi problemami technicznymi. Są znacznie bardziej niechętni interweniowaniu, bądź bezradni wobec tej upierdliwej maszyny, niż my.
Sposobem można czasami coś zdziałać, tylko trzeba mieć na tą drukarkę jakiś skuteczny sposób. Niekoniecznie może jednak taki, jak na tym filmiku. :)
b) dokument dotarł, a jakże, ale jest wydrukowany w kawałkach! Dosłownie - na jednej stronie brakuje kilku akapitów, kolejna jest ucięta. Nie wiadomo co się drukarce w treści dokumentu nie spodobało, ale postanowiła go chyba ocenzurować i pewne jego fragmenty usunęła. Nie to, żeby wszystkie drukowane badziewniki były super-mądre, ale potrzebne są nam w całości, bez względu na poziom merytoryczny i bez cenzury. W takim przypadku leci się z powrotem do komputerka i drukuje dokument jeszcze raz, trzymając w drodze do drukarki mocno kciuki, aby tym razem nie zeżarła części tekstu, bo paradowanie do- i z- tej mekki męki zaczyna człowieka osłabiać.
c) Dokument dotarł i jest wydrukowany, ale brakuje ostatniej strony! O! To nam już zjadło masę nerwów! Swego czasu drukarka nie drukowała w żadnym dokumencie ostatnich stron, uznawała chyba, że limit papieru wyczerpuje się na przedostatniej. bez względu na ilosć stron. Nie pomagało puszczenie dokumentu do druku ponownie - miało się wówczas tylko dwa komplety niekompletnych dokumentów. A ostatniej strony, jak nie było - tak nie ma. Próbowaliśmy drukować tylko ostatnią stronę - bez skutku - nie drukowało się nic. Może drukarka z jakiś przyczyn emocjonalnych nie mogła ścierpieć końcówki dokumentu? Ktoś genialnie wpadł na pomysł, że trzeba na końcu dokumentu dołożyć pustą stronę, lub skopiować jedną stronę treści więcej. Wtedy tej zbędnej pustej strony drukarka nie drukowała, ale nam ona nie była do niczego potrzebna.
Dobry sposób! Ale - uwaga! Działał tylko pod warunkiem, że po dodaniu tej ostatniej-ale-zbędnej strony cały dokument się zasejwowało. Dopiero wtedy można było puścić go do druku z oczekiwaniem, że efekt człowieka zadowoli.
Czasami ta nasza sprytna metoda zawodziła. Dodawało się wtedy dwie strony zamiast jednej i na ogół po kilku próbach udawało się wydrzeć drukarce również ostatnią stronę dokumentu.
d) Dokument dotarł i drukarka zaczęła go drukować, ale papier się zaciął i drukowanie utknęło. Oj, zacinanie papieru to była masakra swego czasu. Drukarka się zbuntowała i przestała pobierać papier z szufladek - każda strona się wtedy zacinała. Ktoś mądry umieścił papier na podajniku z boku drukarki i jak na razie z tego miejsca pobrany papier przesuwa się przez rolki gładko. Ale zanim ten mądry ktoś na to wpadł, nauczyliśmy się wszystkiego na temat komór w tym koromyśle, przekładania teoretycznych informacji i wskazówek z wyświetlacza drukarki na praktyczne działania, wyciągania zaciętego papieru, resetowania drukarki i ponownie - otwierania komory, wyciągania zaciętego papieru, resetowania drukarki i ponownie... Można tak było bez końca!
Jeśli zepsuje się pobieranie papieru z bocznej klapy, to już będzie koniec tej frymuźnej maszynki do denerwowania ludzi. Nie ma już trzeciej opcji wkładania w nią papieru. Z resztą swego czasu technik serwisant - specjalista od jej naprawiania - orzekł, że nadaje się ona tylko na złom. Jest nienaprawialna. Albo inaczej: nigdy nie przestanie się psuć i zacznie przyzwoicie działać. Facet miał widocznie mniej zacięcia od nas, bo my jeszcze dajemy drukarce radę, a jemu ręce opadły po jakiejś... dwudziestej wizycie u nas? :) Drukarka na złomie nie wylądowała, chyba tylko z tego smutnego powodu, że bez niej nic nam nie zostaje i nie ma widoków na nowy, lepszy sprzęt. Wszelkimi siłami więc szukamy sposobu na jej coraz to nowe pomysły, jak utrudnić nam jeszcze bardziej pracę w tej firmie.
e) Dokument dotarł i jest wydrukowany, ale na kartkach są smugi tuszu - do brudnych wałeczków już się przyzwyczailiśmy. Jeśli jest to jakiś ważny dokument - zawsze można go puścić grzecznościowo na inną drukarkę, w innym dziale, która tej wady nie ma. Ta - moja "ulubiona", dostarczająca nam przygód i z difoltu służąca właśnie nam - brudzi, smuży (Kama - wiem, że to twoje ulubione słowo! :P) i czerni każdą kartkę. Aczkolwiek deseń jest zawsze nieco inny, pomimo, że podobny. Taki znak rozpoznawczy drukarki. Podpis (nie)cyfrowy.
Z kserowaniem jest nie lepiej.
Ostatnio miałam tą przyjemność potrzebować coś skserować. Nie działała funkcja xero czy scan wcale. Najpierw próbowałam coś wymyślić, nacisnąć jakiś logiczny przycisk, który mógłby uruchomić tą bezcenną funkcję. NIC. Zero reakcji. Więc zaczęłam klikać cokolwiek i w końcu nacisnęłam przycisk, który zresetował ustawienia i kopiowanie ruszyło. Następnego dnia stanęłam przed kopiarko-drukarką z potrzebą skopiowania czegoś i jednocześnie stanęłam przed dokładnie takim samym problemem. Jak to ustrojostwo skłonić do współpracy? Najgorsze było to, że zapomniałam, który to magiczny przycisk zadziałał dzień wcześniej. Nawinął się pod rękę Puczo, poprosiłam go o pomoc. Postał, pogłówkował, w końcu wpadł na pomysł, że zawoła Szela - kolegę z innego działu, który podobno umie zdziałać na tym sprzęcie czary-mary. Szel jednak przyszedł i patrzył na drukarkę tak samo bezradnie, jak wcześniej my z Puczem. W końcu dałam za wygraną i zaczęłam wciskać wszystko po kolei i tym razem zapamiętałam, że magicznym przyciskiem jest takie pomarańczowe "równa się". Uruchamia kopiowanie natychmiast.
Nie powiem jednak, aby drukowanie czy kopiowanie na naszej cudownej maszynce było lekkie, łatwe i przyjemne. Stanowi to wielkie wyzwanie dla pomysłowości, kreatywnego myślenia i cierpliwości.
Można by taki test stosować potencjalnym pracownikom w procesie rekrutacji. Dać im zadanie - wydrukuj to czy tamto, skseruj to i owo. Jeśli sobie poradzisz - jesteś przyjęty. Za jednym prostym testem można by sprawdzić trzy bardzo pożądane cechy u kandydata do pracy.
Nie wpadł nikt na taki prosty sposób weryfikacji kompetencji i cech osobowości u rekrutów. A szkoda. Można by z ukrycia poobserwować i się nieźle pośmiać! :)

Brak komentarzy: