niedziela, 6 września 2009

Gościnność w naszym wydaniu

Tak sobie myślę, że chyba powinnam dojść do przekonania, że nie jesteśmy najbardziej gościnni. Goście u nas muszą sobie radzić sami. I tak też robią.
Na pewno są na tyle sprytni i przewidujący, że radzą
sobie świetnie. Jak? Zanim do nas zjadą - zaopatrują się we wszystko, co im będzie u nas do szczęścia potrzebne. Potem mają to, jak znalazł. :)
Głównie panuje u nas wieczny deficyt kawy.
Po tym, jak się przeprowadziliśmy na swoje, okazało się, że wyjątkowo trudno jest u nas napić się kawy.
Ja wtedy nie pijałam kawy - teraz czasami wypijam delikatną kawę z większą ilością mleka niż wody. Łukasz nie pija kawy wcale - ani wcześniej ani teraz.
Zaopatrzyliśmy szafki w kuchni we wszystko, co nam było potrzebne, ale kawa zupełnie nie przyszła nam do głowy. Już przy pierwszych odwiedzinach okazało się, że jest to błąd - kawę ludzie pijają i jest w domu potrzebna, nawet, jeśli się samemu jej nie pije. Zanim zapamiętaliśmy, że trzeba kawę kupić i wstawić do szafki - przewinęło się przez nasze mieszkanie kilkanaście osób, które zapytane o to, co się napiją odpowiadały, że kawy. Wtedy my łapaliśmy się na tym, że strzeliliśmy sobie tym pytaniem samobója, kawy w menu nie mamy i upss... może jednak gość da się namówić na herbatkę? herbaty mamy zawsze szeroki repertuar - ziołowe, owocowe i we wszystkich kolorach tęczy: czarna, zielona, czerwona, biała... Tylko z kawą krucho.
Najpierw kawę przywiozła moja Mama - w małym słoiczku, rozpuszczalną. Zostawiła nam. Pech chciał, że chyba nikt potem przez długi czas kawy sobie nie życzył, bo pamiętam, że jej resztka spleśniała w tym słoiczku i wyciągnęłam ją któregoś dnia bardzo zdumiona, że kawa pleśnieje w ogóle!
W końcu jakimś cudem kupiliśmy mały słoiczek
W gazetach kobiecych pojawiała się wtedy reklama kawy Jacobs z dodatkami małych saszetek. Uzbierało się nam ich kilka, więc załatwiły sprawę serwowania kawy dla gości przez kilka kolejnych wizyt.
W końcu ja zaczęłam pijać delikatną kawę, skleroza nam odpuściła i pojawił się w naszej szafce w kuchni słoiczek świeżej kawy rozpuszczalnej.
Z kawą mieloną jednak kryzys trwa nadal.
Rok temu kiedy odwiedził nas Rafał, by u nas przez mniej więcej tydzień. Rafał pija kawę fusiastą, mieloną. Parzyliśmy mu jakąś MK, której sporą torebeczkę dostałam jako próbkę - nie pamiętam już gdzie. Oczywiście Rafał zorientował się, że przyzwoitej kawy u nas nie ma i co zrobił? W tym roku jadąc do nas przywiózł kawę mieloną ze sobą.
Szczerze mówiąc, byłam w szoku! I strasznie mnie to rozbawiło.
Wraz z przyjazdem Rafała w szafce w kuchni pojawił się słoiczek kawy, której w trakcie wizyty sukcesywnie ubywało, aby na koniec zniknęła cała wraz ze słoiczkiem. To było bardzo pomysłowe ze strony Rafała, chociaż wrawawiło mnie w lekkie zakłopotanie. Można było kupić kawę z fusami podczas pierwszych zakupów, może zamiast pamiętnego makaronu ryżowego. :)
Mój Tata też pija kawę z fusami i na jego nieszczęście u nas dostaje tylko kawę rozpuszczalną. Dzielkie to jednak znosi i jakoś ją przełyka, chociaż zapewne nie daje ona takiego kopa kofeinowego jak fusiasta.
Najlepsza jednak była Mama Łukasza. Przyjechała wczoraj razem z małą torebeczką kawy mielonej. Skąd wiedziała, że u nas jej nie uświadczy? Nie mam pojęcia! Ale chyba ma szósty zmysł i sama zadbała o siebie podczas wizyty u nas. :)
Kiedy zobaczyłam tą kawę powzięłam mocne postanowienie, że na najbliższych zakupach kupuję kawę mieloną i będzie ona u nas stała i czekała na gości chociażby miała się zepsuć, zwietrzeć, albo spleśnieć czekając! To nie może tak być, że goście u nas nie mają szansy na wypicie przyzwoitej kawy, chyba, że sami się w nią zaopatrzą!
Mama Łukasza przywiozła też mnóstwo innych rzeczy ze sobą, miedzy innymi przepyszny placek, którym zajadaliśmy się całe dwa dni. O ten placek, to ją podejrzewałam, Mama Łukasza piecze przepyszne placki i podsyła nam je przy każdej okazji. Nawet nie planowałam więc nic piec, bo byłam przekonana, że placek do nas przyjedzie. Nie pomyliłam się.
Ta kawa jednak mnie zdumiała. Tego się nie spodziewałam.
Trzeba coś z tym jednak zrobić... Ja nie jeżdżę do ludzi z własną herbatą w kieszeni.

2 komentarze:

pszren pisze...

ja mam tak z cukrem - nie słodzę, no ale cukier musi być :)

Unknown pisze...

Ale goście nie przyjeżdżają do Ciebie ze swoim? To jesteś krok przed nami :)