wtorek, 22 stycznia 2013

Budzik

Zaletą smartfonów jest to, że można sobie ustawić na budzik dowolną piosenkę. Dla mnie to jest naprawdę duża poprawa w jakości życia. :) I to tak na sam start dnia. Fajna piosenka wprawia w dobry nastrój, a przynajmniej nie wkurza od rana. 
Standardowe dźwięki alarmów w telefonach, albo dzwonki budzików zegarkowych - na ogół mają bardzo nieprzyjemne, świdrujące i donośne sygnały i zdecydowanie nie jest to przyjemne, kiedy wyrywa człowieka ze snu taki straszliwy sygnał, stawiający od razu na baczność.
Łukasz ma stary zegar na prąd, który ma wbudowane radio i jakiś tam alarm. Jeden z pierwszych modeli zegarków na prąd, co udawały elektroniczne gadżety. W hotelach jest ich zawsze zatrzęsienie. Stoją i straszą.
Łukasza zegar świecił cyferkami na czerwono, co było w sumie całkiem przyjemne, bo czerwony daje ciepłą poświatę i ma na tyle krótkie fale, że nie bije po oczach i nie rozchodzi się sinym światłem po ciemnym pokoju tak, jak niebieskie światło. A zazwyczaj zegary świecą cyframi właśnie na niebiesko. 
Niestety  czerwone cyfry to była jedyna zaleta tego zegara. 
Poza tym miał dwie wady - jedna większa od drugiej. 
Po pierwsze - buczał cicho nieustannie, co mnie naprawdę wnerwiało w nocy. A po drugie - miał dźwięk iście więziennego alarmu. Nie żartuję, zwiedzałam na resocjalizacji więzienia i wiem, jak brzmią w nich dzwonki. Właśnie tak samo dźwięczał ten zegar.
Więc samo to ciche buczenie to była drobnostka, w porównaniu do tego, co zegar robił człowiekowi na dzień dobry swoim alarmem! Nie idzie opisać tego dźwięku! Był tak wiercący w uszy, tak przenikliwy i nieprzyjemny, że aż bolał w mózg! Wyrywał z łóżka z przestrachem i nie tylko stawiał na baczność, ale wręcz zaczynał przebierać nogami człowieka, jak marionetką i wyprowadzał z pokoju w tempie ekspresowym! 
Ja po takiej pobudce miałam mega wyrzut adrenaliny do krwi i serce waliło mi jeszcze długo! I długo dochodziłam do stanu jako takiego uspokojenia, a szkody na zszarpanych nerwach nie dawało się odrobić nijak.
Doprawdy, super przyjemna pobudka, nie ma co! Nie wiem, jak można chcieć się budzić w taki sposób co rano. Ja nie chciałam. 
Kariera tego alarmu skończyła się więc bardzo szybko, odkąd zaczęliśmy razem mieszkać. Nie szło go ścierpieć. Został wydany oficjalny zakaz nastawiania go i przestał wprawiać mnie w stan przed- albo nawet od razu post-zawałowy co rano.
Dopiero niedawno pozbyłam się tego wynalazku, w przypływie potrzeby odgracenia mieszkania. Zapakowałam go do pudła i wywiozłam na wsiowo. Teraz stoi smętnie w tym pudle gdzieś w kącie i czeka, kiedy przeniosę go w miejsce docelowe, czyli do kosza na śmieci.

Odkąd mam smartfona poranki rozpoczynają się o wiele przyjemniej. 
Piosenką oczywiście, a nie alarmem.
Od dłuższego czasu budzi mnie piosenka The Black Eyed Peas "Just Can't Get Enough". 
Zaczyna się na tyle przyjemnie i delikatnie, że budzi naprawdę gładko. A jakimś cudem mi się nie nudzi, podobnie z resztą, jak i 2 inne piosenki BEP. Mogę jej słuchać w kółko. 
Kiedy byłam na jesieni na szkoleniu, spałam w hotelu, w jednym pokoju z dziewczyną, która przez mój budzik nuciła to piosenkę pół dnia. 
Spałyśmy w jednym pokoju na dwóch szkoleniach, tak się złożyło - jedną noc w październiku i potem dwie noce w listopadzie. I ostatniego dnia obudziłam się przed budzikiem, więc go wyłączyłam, aby jej nie dzwonił i poszłam do łazienki się umyć. 
A Paulina później opowiadała wszystkim z wielkim rozczarowaniem, że obudziła się sama z siebie, ale nie wstawała, tylko czekała, kiedy mój budzik zacznie grać piosenkę, bo to taka fajna pobudka i taka fajna piosenka i miała wielką ochotę ją usłyszeć. A tu suprajs, suprajs - budzik był wyłączony. :)
Niestety był to ostatni moduł tego szkolenia i w dodatku ostatni dzień, nie miałam więc okazji, aby zafundować jej jeszcze raz taką miłą pobudkę z The Black Eyed Peas. Może sobie sama ustawiła jakąś piosenkę na dzień dobry..?
Ot taka mała przyjemność na dobry początek dnia. :)

No, ale właśnie. Naszło mnie na te budziki, bo dzisiaj zostawiłam telefon z moim budzikiem w pracy. Nawet widziałam wychodząc, że nie widzę go w torebce i nie pamiętam, abym go chowałą, ale nie przejęłam się tym i zdecydowanie nie chciało mi się go poszukiwać. 
Kwadrans później zadzwoniła do Łukasza koleżanka z informacją, że mój telefon został u nich na sali. No tak, byłam tam, owszem. Nawet nie zauważyłam, że poszłam z dwoma telefonami, a wróciłam z jednym.
Nie jest mi ten telefon potrzebny do szczęścia dzisiaj, poza tym drobiazgiem, że nie ma mnie co przyjemnie obudzić jutro rano... Może zamówię budzenie u męża... Obudzi mnie przyjemnie ktoś, a nie coś. :)
 

1 komentarz:

Just pisze...

Mój budzik od kilku dni to Earth, Wind and Fire - September :-)