wtorek, 15 stycznia 2013

Jeździ!

Rumak Zorra naprawiony! Z nową bateryjką jeździ nareszcie! Tata kupił nam wczoraj akumulator, wymienili z Łukaszem i dzisiaj odbyłam jazdę próbną. 
Co za rozkosz!
Jak ja lubię jeździć samochodem! Pomijam, że to taka sztuka użytkowa i w dzisiejszych czasach (i mojej sytuacji) bez samochodu, to jak bez.. nogi (bo przecież na rękach się na ogół nie przemieszcza)
Zapomniałam już, jak to fajnie prowadzić samochód. 
Bałam się, że w ogóle zapomniałam, jak się prowadzi samochód, ale tego się tak łatwo przecież nie zapomina. Zawsze jednak, kiedy mam taką dłuższą przerwę w jeżdżeniu autem (a ostatnio zdarzają mi się takie), to ogarnia mnie niejakie zwątpienie i myślę sobie, że chyba oduczyłam się prowadzić. I zastanawiam się, czy kiedy siądę za kierownicą, to będę w stanie rejestrować to wszystko, co trzeba zarejestrować z odpowiednią szybkością. Ale to są nawyki już automatyczne i kiedy siadam za kierownicą, to się nad tym przestaję zastanawiać. Działam na autopilocie. I widzę to wszystko, co powinnam widzieć - pieszych, inne samochody, sygnalizację i znaki drogowe. Wszystko. Bez głębszego myślenia o tym. Potęga nawyków.
Ciekawi mnie, czy to narowiste rumaczysko w końcu będzie zadowolone i zacznie się sprawować, jak należy, czy niedługo znów mi wywinie jakiś numer. Słowo daję, że już (daaawno) straciłam do niego cierpliwość. 
Gdyby nie to, że jeżdżący samochód sam w sobie jest więcej wart przez swoją pożyteczność, niż to stare Oplisko, to bym go sprzedała. Ale jaki jest sens go sprzedawać, skoro wezmę za niego przysłowiowe tysiąc pińcet (niewiele więcej tak w prawdzie), a taka suma to nic kompletnie nie daje. Ani jednego kółka się za to nie kupi. W dodatku, skoro będziemy mieć auto z napędem 4x4, a potrzebujemy 2 samochodów, to ten Rączy Rumak Zorra może równie dobrze zostać w naszej stajni. 
Oj, takie to wszystko... zabawne na dobrą sprawę. Trzeba przecież zachować pewien dystans do absurdów życia codzienniego. 

Brak komentarzy: