sobota, 5 stycznia 2013

Koniec wszechświata

Kiedy byłam mała, nękałam wszystkich milionem pytań. O wszystko. Taką miałam wadę wrodzoną, że musiałam wszystko rozwałkować na czynniki pierwsze, rozłożyć na części, przeanalizować, dokładnie przyjrzeć się każdemu elementowi, poskładać to w logiczną całość i zrozumieć. Nie musiałam dosłownie nic rozbierać (chociaż owszem, jeśli mogłam, to i rozbierałam, przecież to takie fascynujące, co kryje się w środku) - za to musiałam zrozumieć. Dokładnie. Wszystko. 
Najgorzej było, kiedy zająkiwałam się na jakimś mało logicznym elemencie i znikąd nie mogłam dostać wystarczających wyjaśnień. Mój mózg się zawijał wokół tego i sobie tak krążył po orbicie, dopóki nie wytłumaczyłam sobie tego jakoś, albo nie pogodziłam się z faktem, że bardziej się tego wytłumaczyć i zrozumieć nie da, muszę to póki co przyjąć na wiarę. Do tej pory pamiętam moje zdziwienie, kiedy znajdywałam te wszystkie nielogiczne elementy.
Na wiarę to ja mało rzeczy przyjmuję, więc wszystkie te nielogiczne elemenciki zostawały w mojej pamięci z nadzieją, że nastaną kiedyś lepsze czasy, kiedy uda mi się coś z tym zrobić. 
Byłam więc takim upierdliwym i analitycznym dzieckiem i zamęczałam dorosłych pytaniami. Wyrocznią dla mnie była Mama. Do pewnego czasu. Odpowiadała mi cierpliwie na moje niekończące się pytania i tłumaczyła wszystko. 
Moja Mama była Wszechwiedząca! O co bym jej nie zapytała, wszystko mi umiała wyjaśnić. A ja chłonęłam te jej odpowiedzi i układałam sobie w głowie mój wszechświat.
Trwało to kilka lat, dosłownie kilka, aż pewnego dnia zadałam Mamie pytanie, na które usłyszałam odpowiedź: "Nie wiem."!!
No tego to się nie spodziewałam! Nie wiem ile mogłam mieć wtedy lat, może z 4, góra 5. Zdaje mi się, że do szkoły wtedy jeszcze nie chodziłam, bo szkoła trochę zaspokoiła mój głód wiedzy i oderwała mnie od nękania domowników. Przerzuciłam się na nękanie nauczycieli, a jakże! :)
W każdym razie sytuacja była abstrakcyjna - ja zapytałam o coś moją Wszechwiedzącą Wyrocznię, a ona mi powiedziała "Nie wiem."! Jak to możliwe?!
Byłam w takim szoku, że zaczęłam się spierać z Mamą, że: jak to? To niemożliwe! Ona MUSI wiedzieć! 
Mama niestety nie znała odpowiedzi na to pytanie, więc twardo trwała przy swoim stanowisku.
W głowie mi się to nie mieściło! Jeśli moja Mama nie wie - a ona wie WSZYSTKO - to już chyba nie ma odpowiedzi na to pytanie! No bo kto wie, jeśli nie Wyrocznia?
I jak w ogóle Wszechwiedząca Wyrocznia może czegoś nie wiedzieć?? 
W tym momencie mój wszechświat się skończył. Osiągnęłam jego granice, a odkrycie, że w ogóle on ma jakieś granice było dla mnie szokiem stulecia.
Tego mój umysł też długo nie mógł logicznie wytłumaczyć, było to wbrew wszystkiemu, wstrząsnęło fundamentami mojego dziecięcego światka i wywróciło wszystko do góry nogami. 
No i nie powiem, ale odrobinę zarysowało mój obraz Wyroczni. :)
Nadal jestem tak samo analityczna, jak w dzieciństwie i nadal muszę wszystko rozwałkować i zrozumieć, aby było to dla mnie strawialne. Wady wrodzone nie zanikają z czasem. 
I nadal niecierpię momentów, kiedy coś jest nielogiczne i ciężko jest mi to sensownie umiejscowić w rzeczywistości. Teraz jednak mam ten komfort, że jestem dorosła, mam super łatwy dostęp do wiedzy i mogę sobie na przykład w trzy minutki coś zguglać. Gorzej tylko, kiedy w rozmowie ktoś zaczyna opowiadać jakieś dziwaczne rzeczy, sam sobie przeczy, albo gada bzdury. Walczę wtedy ze sobą, czy mam go punktować za to, czy taktownie milczeć. Czasem milczę - jeśli mi nie zależy, to co mi tam - niech gada głupoty, skoro tak chce. :)

Brak komentarzy: