piątek, 21 sierpnia 2009

Wielka wyprawa

Dziwne, ale przygotowanie do naszego krótkiego wyjaździku okazuje się bardzo pracochłonne, czasochłonne i skomplikowane. Sama sobie to dodatkowo komplikuję swoją fantazją, ale to już taka karma chyba.
Miałam na wczoraj biznesplan bardzo precyzyjnie ułożony: spis zakupów w OBI i Tesco, a potem pakowanie manatków różnego rodzaju w domu, Tata miał mi podrzucić część rzeczy, które mam zabrać do Babci, a jedynym większym przedsięwzięciem miało być zrobienie zapiekanek.
Wyruszyłam z pracy do marketów uzbrojona w kartkę ze spisem zakupów.
W obi okazało się, że borderów do tapety, których potrzebujemy - nie ma wcale. Za to wpadły mi w oko prześliczne osłonki na doniczki do kwiatków, w kolorze idealnie pasującym do tapety i planowanych ozdobników. Akurat osłonki mieli na jakiejś wyprzedaży. Buraczkowe, lakierowane, wielkość w sam raz na średnią doniczkę. Oczami wyobraźni zobaczyłam rządek trzech fiołków w tych osłonkach, ściany po odmalowaniu w kolorze beżowego ecru i tą tapetę, jako ozdobnik. Postanowiłam osłonki kupić, dopasowałam do nich doniczki, a resztę niezbędników miałam w domu.
Podreptałam do stoiska z truciznami na szkodniki. Powiedziałam panu obsługującemu, że potrzebuję coś na mączniaka prawdziwego, który konsumuje mi surfinie i że mam całą listę trutek na niego. Pan zapytał czy z internetu. odparłam, że owszem. Na co on zapytał czy mam na liście gdzieś na jednej z pierwszych pozycji Topsin, bo on taki środek ma, nadaje się to na kwiatki ozdobne i jest skuteczny. Ja wyszperałam karteczkę z moją magiczną rozpiską i odparłam, że owszem - Topsin był na pozycji 3-ciej z 9-ciu. Chociaż tak w prawdzie, to żadnego rankingu na te specyfiki nie było. Ja tylko pospisywałam sobie wszystkie nazwy, jakie podawali uczynni internauci, znający się na grzybach surfiniobójczych. kolejność była uzależniona od kolejności otwarcia odwiedzonych przeze mnie stron. Listę zrobiłam na wypadek, gdyby sprzedawca nie znał się wcale na truciznach i trzeba było szukać odpowiedniego specyfiku czytając opisy na opakowaniach. Uznałam, że lista nazw znacznie ułatwi zadanie.
Pan mi podał Topsin, zamieniliśmy kilka słów jeszcze, było wesoło i poszłam sobie precz bardzo zadowolona, że tak łatwo mi poszło.
Ku mojemu rozczarowaniu żarówek 100W zwykłych w OBI nie mieli. A muszę sobie kupić kilkanaście na zapas, zanim je całkiem wycofają z rynku. Ja - taka światłomaniaczka nie pożyję długo na tych energooszczędnych wynalazkach, świecących dziwnego koloru światłem.
Zakupy w Tesco zrobiłam oczywiście rozrośnięte poza pozycje z listy. Standard. Naprawdę rzadko udaje mi się wyjść ze spożywczaka z zakupami w ilości odpowiadającej liczbie pozycji na kartce. Zawsze coś mnie skusi. Tym razem były to melony i nektarynki.
Dotarłam do domu obładowana jak dziki osioł, dobrze, że mi się ręce od tych dwóch meloników nie urwały! Ledwo weszłam za próg, już zadzwonił Tata, że zaraz będzie pod blokiem, spieszy mu się, więc tylko da mi co ma dać, i pojedzie.
A po jego odjeździe ja zaczęłam szykowanie do wyjazdu. Polegało to na zupełnie niespodziewanym zrobieniu dwóch prań wielkoformatowych, bo potrzebuję spodni na wyjazd, które bardzo pasują mi kolorystycznie, ale niestety były brudne. Upieczeniu muffinek, które mi strzeliły do głowy również całkiem znienacka. Zrobieniu zapiekanek - koszmarnie czasochłonnych, no ale na kolację coś ciepłego się nam przydało. Rozsadzeniu trzech fiołków, więc naciapałam sobie ziemią w łazience i musiałam to potem sprzątać. Opryskaniu surfinni i wszystkiej innej mojej balkonowej roślinności przeciwgrzybicznym Topsinem - ręce mi po tym odpadały, bo naciśnięcie spraya tysiące razy w tempie maksymalnie szybkim jest naprawdę skutecznym ćwiczeniem na rozruszanie sobie dłoni. W międzyczasie jeszcze porozmawiałam sobie przez telefon z Amelką i Agą, przynamniej miałam uprzyjemniacz podczas krojenia warzyw na zapiekanki. A jakie zapiekanki wyszły pyszne! :)
W efekcie nie wykonałam najważniejszych punktów mojego biznesplanu i ani się nie spakowałam, ani nie zrobiłam rundy po innych sklepach tapeciarskich w poszukiwaniu bordera, ani - co najgorsze - nie wyspałam się i dzisiaj rano wstawanie było wyjątkowo trudnym zadaniem...
Na dzisiaj mam znów naplanowane mnóstwo do zrobienia przed wybyciem z domu. Ciekawe o której wyjedziemy. Zapewne nie tak szybko, jak planowałyśmy. No ale może to i lepiej... Mniejszy ruch będzie na drogach, spokojniej. Jakoś tam się doturlamy w końcu.
Tata wczoraj przywiózł mi GPSa, wpisał w nim adres docelowy, a ja już się stresuję na myśl o tym, co ta głośna pani z GPSa wymyśli i gdzie mnie poprowadzi. Trochę mnie tata rozczarował, bo stwierdził, że trasa, jaką planowałam pojechać za Kielcami jest za trudna i się zgubię (też mi odkrycie, jakby kiedyś, jadąc nową trasą solo, udało mi się nie zgubić... ) i że powinnam jechać jakąś obwodnicą przez Małogoszcz.
Muszę więc zapytać mapę gogle o nowe wskazówki.
Wydrukować je i nauczyć się na pamięć.
Ale impreza zapowiada się ciekawie.
Kamisio już zgrywa pioseneczki do samochodu na drogę, ja spodnie mam, zapał mam, siły nie mam, ale co tam. Jeszcze kilka godzin i w drogę! :)

Brak komentarzy: