sobota, 15 sierpnia 2009

Georginie w botaniku

Wybraliśmy się dzisiaj do ogrodu botanicznego. Tu powiem krótko: trzeba być entuzjastą takiej rozrywki i formy spędzania czasu, bo nas ta wycieczka lekko znudziła.
Botanik jest duży i ma naprawdę wiele ścieżek, które wiją się w tą i z powrotem i można po nich wędrować całymi godzinami. Dookoła jest bardzo piękna przyroda: drzewa,krzewy, kwiatki, inne rośliny, są stawy, a nawet pawie w wolierze, ukrytej w zaroślach, tak, że jej prawie nie widać.
Więc, można łazić po tym botaniku w nieskończoność, ale trzeba to lubić.
Chyba niewystarczająco lubimy taki sport, skoro wyszliśmy stamtąd odurzeni wysokim stężeniem tlenu i nudy.
Botanik jest bardzo ładny, ktoś musi się zdrowo napracować, aby to miejsce było obsadzone taką ilością różnych odmian kwiatków, wyplewione i zadbane.
Miejscami to może być wymarzony ogród: pińćdziesiąt odmian georginii. Albo: pińcet odmian róż, które niestety już mają za sobą tegoroczny okres kwitnienia, co mocno rozczarowało Anetkę.
Ale georginie były naprawdę śliczne.


Te kwiatki mają to do siebie, że jak już zaczynają kwitnąć mają mnóstwo kwiatków i kwitną obficie i dosyć długo.


Georginie kojarzą mi się z ogrodem mojej Babci, takim, jaki miała dwadzieścia lat temu, kiedy byłam małym dzieckiem. Miała co roku wielkie krzewy georginii w kilku kolorach i z różnymi kwiatami - jedne większe, drugie mniejsze, spiczaste płatki lub zaokrąglone.


Zawsze śmieszyła mnie ta nazwa: georginie. I teraz kojarzy mi się tylko z moją Babcią. Przez to też ze słownictwem używanym przez starsze pokolenie zakorzenione we wsi.


A propos tego słownictwa, to jest cała gama takich wyrażeń, które mnie śmieszą. Na przykład Babcia mówiła: kostropyrz. Nie mam pojęcia, czy tak się to pisze, ani czy jest to naprawdę słowo z języka polskiego czy też czy jest to w ogóle słowo. Ale logicznie rzecz biorąc polska ortografia napisała by je właśnie tak, a skoro Babcia go używała, to gdzieś, kiedyś istniało. Kostropyrz oznacza kogoś potarganego. Nie wiem czy znaczy coś więcej, ale na pewno Babcia tak mówiła, kiedy nie chciałam dać się uczesać. "Będziesz wyglądać jak kostropyrz." - zapewne miało załatwić sprawę, ale chyba dzieci są bardzo oporne na persfazję, bo raczej mnie nie przekonywało. Określenie "kostropyrz" dostawało się też osobom oglądanym w telewizji, których fryzury były nad wyraz nieszczęśliwe.
Co daje... Mamy jeszcze słowo "wrzyślać się". Podobnie niezidentyfikowanej pisowni. A znaczyło wiercić się i kręcić. Oczywiście miało bardzo nagatywne znaczenie, podobnie z resztą, jak kostropyrz. Jeśli się wrzyślałeś, to mogłeś za chwilę spaść, coś sobie zrobić i mogło się to skończyć dla ciebie fatalnie, bo nie dosyć, że po upadku coś będzie cię bolało, to jeszcze Babcia nakrzyczy, bo przecież ostrzegała.
Lepsza historia była ze słowem "wcześno".
Słyszałam je setki razy od dzieciństwa, więc wyrosłam w przekonaniu, że jest to poprawne słowo, zapisane w wielkim słowniku języka polskiego, albo jakimś podobnym zestawieniu słów powszechnie zaakceptowanych i dozwolonych. Na studiach Magda poprawiała mnie, że nie mówi się "wcześno", tylko "Wcześnie". I że słowo "wcześno" nie istnieje. Ja broniłam się, że jeśli nie jest to powszechnie używana forma, to musi to być regionalizm. Tak, jak jest słowo "późno", musi być też "wcześno". Nasza dyskusja na temat tego słowa trwała dłuższy czas i odnawiała się za każdym razem, kiedy wypowiedziałam swoje uparte "wcześno". W końcu któregoś dnia zdrażniłam się tym spieraniem na temat poprawnej polszczyzny i założyłyśmy się z Magdą, czy "wcześno" będzie w słowniku czy nie. Poszłam do biblioteki na naszym wydziale, Magda czekała na wynik zakładu na uczelnianym podwórzu. I co? Słowa "wcześno" w słowniku nie było! Nie mogłam w to uwierzyć! Byłam naprawdę zdumiona. I rozczarowana. Magda wygrała. Widocznie jej Babcia mówiła bardziej powszechną polszczyzną niż moja. :)


Brak komentarzy: