środa, 28 kwietnia 2010

ZW

Siedzę w domu na zwolnieniu. Mam całe dni wolne. Jakoś to dziwnie...
Kiedy przyszło do wypisywania zw okazało się, że ja nie mam nic, co do wypisania zw jest potrzebne. Nazwę firmy znam, więc z tym nie było problemu, ale jakiś NIP? Hmm... W notesiku nigdzie go nie miałam, książeczki zdrowia czy jak to się nazywa - przy sobie nie miałam bo nie musiałam mieć. Skąd tu wziąć NIP? Łukasz zadzwonił do kolegi i ten nam podyktował.
Ostatni raz na zw byłam przez 3 dni w styczniu 2008r. Od tej pory przez prawie 2,5 roku nie byłam tak chora, abym musiała iść na zw, więc nie chodziłam.
A tu teraz 5 dni.
A to ci niespodzianka. Dla mnie, jak dla mnie, ale w pracy chyba lekko się zdziwili. Tym bardziej, że to tak z zaskoczenia.
No więc siedzę w domu. O ile pn jeszcze stał pod znakiem lekarza, rundy po aptece i wracania do domu - o tyle od wczoraj dni mijają mi niezakłócone niczym.
Odkryłam, że jeśli się nie chodzi do pracy - dni są okropnie dłuuugie!!!
Wczoraj wstałam ok. 10. Po pierwszym podejściu przed 9-tą - stwierdziłam, że jednak jeszcze chce mi się spać i wróciłam do łóżka na godzinę. Łukasz pojechał na pogrzeb.
Ale o 10tej byłam już zdecydowanie wyspana, odespałam stresy i męczące ostatnie dni i wstałam. Do południa snułam się w piżamie i czepiałam rzeczy typu podlanie kwiatków albo umycie naczyń.
Zanim wrócił Łukasz - ja już zdążyłam nabrać poczucia, jakby ten dzień trwał dwie doby!
Zadziwiające, człowiek idzie do pracy na 8h i zanim wróci, zje, ogarnie dom - jest już 18ta albo później. A tu o 16tej byliśmy po obiedzie!
Mam jeszcze przed sobą wiele takich długich, wolnych dni - będę leżeć plackiem i wypoczywać. To zw nie jest w końcu takie złe! A to ci odmiana do codziennej rutyny... :)

Brak komentarzy: