sobota, 10 kwietnia 2010

Śliczne bratki

Miałam wczoraj bardzo zajęte popołudnie. Najpierw wizyta u kosmetyczki, a potem przegląd auta, a na koniec szybkie zakupy w markecie. Listy zakupów, starannie przygotowanej – oczywiście zapomniałam. Improwizowałam więc, czego skutkiem było kupienie dwu pozycji zgadzających się z listą i szeregu innych zupełnie z kosmosu. Na te zakupy poszłam tylko dlatego, że chciałam kupić coś na dobry obiad na dzisiaj. A tu Łukasz wywędrował w delegację do Warszawy i nie wiadomo czy będzie sens robienia tego obiadu, bo samej jeść go nie będę.
Ledwo przestąpiłam próg mieszkania, zadzwoniła Justi z pytaniem czy jestem domu, bo ona właśnie wchodzi do siebie, a wpadła by do nas siłą rozpędu, przyniosła by nam książki. Trzeba przyznać, że timing to ona ma niesamowity! Zawsze wstrzeli się idealnie. :)
Justi przybyła w ciągu pół godziny, z książkami i z… sadzonkami bratków! Przywiozła z plantacji jej mamy brateczki w trzech kolorach, już kwitnące, gotowe do wsadzenia do skrzynki. Nie muszę mówić, jak bardzo mnie ucieszyła!
Chociaż po moich ostatnich załamujących odkryciach, to nie wiem czy jest sens dawania mi kwiatków, tudzież nasionek kwiatków… Ale Justi stwierdziła, że bratki się nie przezimują i tak po przekwitnięciu trzeba je będzie wywalić, wiec dopóki pokwitną, to będą żyły, a kiedy już przekwitną to i tak się je wyrzuca, więc spełnią swoje zadanie tak czy owak.
No i mam śliczne sadzonki bratków – żółtego i białego z czarnymi języczkami i dwa granatowe. Dzisiaj je wsadziłam w skrzynki i ustawiłam tak, aby je widzieć przez drzwi balkonowe. Na moim balkonie zagościła już wiosna! :)
Och, od razu jakoś tak weselej się zrobiło.
Forsycję Łukasz też już wyniósł z piwnicy i powoli zaczyna kwiatek odżywać. Mam nadzieję, ze przezimował bez szwanku. Posiane kwiatki wschodzą i jak do tej pory, udało mi się ich ani nie utopić, ani nie ususzyć – tfu, tfu!
Doszłam jednak do przekonania, że sianie kwiatków nie ma żadnego sensu ekonomicznego. Tylko i wyłącznie satysfakcję daje. Paczka nasionek kosztuje np. 3,50 PLN – a w środku znajduje się dosłownie 3 sztuki nasion. Dosłownie trzy! To jest tyle, ile sadzonek jest w jednej kupowanej doniczce, za którą się płaci 3 PLN, a na kiermaszu pod naszym kościołem nawet 2,50 PLN. Zbieranie nasion osobiście miałoby sens, ale na tym trzeba się troszkę znać.

Brak komentarzy: