poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Antyurodzaj

Dzisiaj się załamałam.
W zeszłym roku wsadziłam kilka szczepek krotona. Dałam chyba dwie Mamie, jak tylko się ukorzeniły, resztę wsadziłam do doniczek u siebie. Moje krotony - jak zostały wsadzone, tak siedzą. W tym tygodniu zobaczyłam, że jednemu z nich rośnie pierwszy liść. Na razie jest na etapie zarodka. Dzisiaj zeszło się u Rodziców na te krotony i Mama pokazała mi swoje szczepki - to są już duże kwiatki!! Jeden ma chyba z piętnaście liści i co najmniej 30 cm wysokości, jak go zobaczyłam, to przez chwilę nie wiedziałam, na co patrzę! Drugi ma tylko kilka liści, ale i tak zdecydowanie więcej niż mój.
Wczoraj patrzyłam na Mamy paprotkę - moja marnieje i nie wypuściła od roku ani jednego liścia. Mamy jest bujna, ciemno zielona i rośnie, jak przystało na porządnego kwiatka.
Co to za fatum jakieś?
W tym mieszkaniu nic nie rośnie, za to wszystko zdycha w tempie ekspresowym.
To jakieś fatum.
Składam się w scyzoryk, kupuję dobrą ziemię, sadzę te głupie kwiatki, podlewam nawozem i co? Nic nie rośnie, wszystko za to konkursowo marnieje.
Cały mój wysiłek na marne, ani zioła, ani fiołki, ani paprotka, ani nawet kaktusy. NIC nie chce tu rosnąć i mogę sobie sypać nawóz i dbać o nie, ile wlezie - i tak na nic się to zda.
Jeśli nie zeżre mi kwiatków na balkonie szarańcza, to w mieszkaniu coś nie daje im rosnąć.
Co to za jakiś badziewny klimat tu panuje? A może to jest jakieś fatum?

1 komentarz:

Nomad pisze...

A to fakt są mieszkanie w których za nic kwiatki nie chcą rosnąć. Mówią też, że do kwiatków trzeba mieć rękę.