wtorek, 20 stycznia 2009

Już styczeń! Szybko ! Planujmy wakacje !

Dzisiaj w pracy przymusowo planowaliśmy urlopy na cały rok. Kto ile ma dni do wykorzystania - zaległego i bieżącego urlopu - musiał zaplanować jak je wykorzysta w ciągu tego roku. W styczniu... W styczniu !!
Planowanie urlopu na cały rok z góry wydaje mi się zajęciem przekraczającym moje możliwości. Ale planowanie w styczniu urlopu na cały rok z góry to już abstrakcja ! Czuję się wtedy zawsze jak taka wróżka-oszustka. Zupełnie jakby mi brakowało zdolności jasnowidzenia, która jest tak powszechna i tak oczekiwana przez pracodawcę... Co to za pracownik, który nie potrafi przewidzieć, w którym miesiącu nastanie kres jego sił i możliwości twórczych i zapragnie odetchnąć od pracy przez kilka dni. Albo w którym miesiącu pogoda dopisze i najdzie ochota na wyjazd w góry lub nawet nad morze... !
Najwyraźniej inni pracownicy potrafią świetnie przewidywać wszystkie takie rzeczy i nie mają problemów z zaplanowaniem swoich urlopów na cały rok z góry. Ja osobiście wolałabym to robić z dołu... Albo może inni pracownicy się tylko nie wypowiadają na głos, bo każdy myśli, że powinien siebie znać na tyle, aby takie zadania nie sprawiały mu kłopotu. Lub - co też możliwe - każdy ma z tym problem, ale nikt o tym nie mówi, bo skoro inni planują swoje urlopy bez marudzenia, to nie można być gorszym ! :)
Plus całej sytuacji jest taki, że jest to wypiska przygotowywana dla potrzeb kadrowych i nie ma nic wspólnego z faktycznymi terminami, kiedy się na urlop idzie. Jak dotąd nikt z kadr nas nie zmuszał, aby wziąć urlop w zaplanowanym w styczniu terminie. Chociaż z niektórych działach jest to owszem dosyć wiążące.
No ale - skoro trzeba - więc potulnie, jak wszyscy wokół, wzięłam karteczkę z tabelką urlopową i wpisałam się w niej. Jakkolwiek, czyli nie przywiązując specjalnej wagi do tego czy faktycznie pójdę na urlopy, jak deklaruję, aczkolwiek na tyle przytomnie, aby w razie konieczności terminy były sensowne.
To pięciominutowe namyślanie się nad planem urlopowym nastroiło mnie nostalgicznie i zamarzyłam o wyjeździe gdzieś w góry, ale oczywiście nie przy takiej pogodzie, jaką mamy obecnie ! :)
Nie mniej jednak postanowiłam, że w tym roku góry odwiedzić trzeba, wyciągnąć buty trekkingowe, plecak, przejść się po jakimś szlaku, rozruszać mięśnie, zmęczyć się i obejrzeć kilka fajnych widoczków. Najlepiej tatrzańskich. Moim ulubionym miastem w górach jest oczywiście Zakopane, do którego wyprawa w sezonie letnim jest istnym szaleństwem. Ale poza sezonem, kiedy już nie jest się narażonym na zadeptanie przez tłumy - owszem, miejsce malownicze i atrakcyjne. Trzeba się wybrać tam zanim sezon się zacznie. Pogoda wiosną może być całkiem ładna, na pewno lepsza niż jesienią, dni długie, temperatura powietrza przyjazna człowiekowi. Może koniec maja... Zobaczymy. :)
O urlopie dwutygodniowym, takim faktycznie wakacyjnym nawet nie chce mi się myśleć. Zabiorę się za to w chwili natchnienia. Na razie zostanę przy moich marzeniach o Tatrach i niezbyt zaludnionych szlakach, kolorowych Krupówkach i grzanym piwie w góralskiej knajpce....

Brak komentarzy: