niedziela, 25 stycznia 2009

Jestem vs. jem

Czytam książkę "Millroy Magik" Paula Theroux - zakręconą powieść o magiku, który ma manię zdrowego trybu życia, a zwłaszcza zdrowego odżywiania. Przeczytałam tą książkę po raz pierwszy kilka lat temu i chociaż nie pamiętam o co chodziło w całej fabule, to doskonale pamiętam, że po przeczytaniu książki zaraziłam się tą manią i przemyśliwałam nad każdym kęsem, jaki wkładam do ust.
Bohater książki - Magik Millroy żywi się prostym jedzeniem, przygotowywanym wg wskazówek z Biblii. Na początku opowieści przygarnia dziewczynkę i uczy ją swojej filozofii jedzenia i dbania o swoje ciało.

Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że Biblia może zawierać przepisy nie tylko na skuteczne rozwiązywanie dylematów moralnych i etycznych, ale też na tematy kulinarne. Oczywiście to co sugeruje Theroux - czyli, że Biblia jest po części książką kucharską i to w dodatku najlepszą z dotychczas napisanych - trzeba potraktować z przymrużeniem oka. Ale sama idea książki jest bardzo dobrym pomysłem.
"Millroy Magik" jest satyrą na współczesny sposób odżywiania się społeczeństwa, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Satyrą, wytykającą czytelnikowi niedbałość o to, co wkłada sobie w usta, a z czego potem jest zbudowane jego ciało. W publikacjach na temat diety od czasu do czasu spotyka się takie zdanie : "Jestem tym, co jem". Hmm.. trafne, nieprawdaż ? Dosłownie : jesteśmy tym co jemy. A czasem nawet jest nas tyle, ile jemy.
Dobrze jest od czasu do czasu nabrać świeżego spojrzenia na codzienne sprawy. Zasunąc sobie taką terapię szokową, albo nawet nie szokową, ale skłaniającą do pomyślenia o tym, czy coś można w swoim życiu ulepszyć.
Na pewno nasze zdrowie zależy od tego jak się odżywiamy. Wiadomo - niedożwienie równa się brakowi skłądników odżywczych i organizm podupada na zdrowiu. Przeżeranie się prowadzi do otyłości i całego szeregu chorób z tego wynikających, nie mówiąc już o nieestetycznym i nieatrakcyjnym wyglądzie.
Lubię tą książkę. Lubię do niej wracać, bo sama jej lektura jest łatwa i przyjemna, a jednak za każdym razem, kiedy ją biorę do ręki, albo nawet, kiedy patrzę na nią - robię rachunek sumienia z tego co jem. W jednej chwili przelatują mi przez głowę podstawowe pytania : czy nie jem za dużo niezdrowych rzeczy - mięsa, albo tłustych, cieżkostrawnych, smażonych potraw ? Czy jem wystarczająco dużo warzyw i owoców ? Zdrowego błonnika ? Czy piję zdrowe napoje ? A może jem za dużo słodyczy ? (no i na tym pytaniu poległam po raz kolejny! I zawsze, zawsze się na nim wykładam ! To chyba jest moja największa słabość, nad którą pracuję najmniej :) )
Zdecydowanie książka jest udana, skoro autor osiągnął to, co zamierzał. Czytelnik czerpie pozornie niewinną przyjemność z czytania, a tymczasem w podświadomosci zapala się mu czerwone światełko : "Uważaj co jesz! Możesz sobie sam zaszkodzić!". Bo niby kogo można winić, kiedy okaże się mamy się za wysoki cholesterol, zapychający nam żyły, albo anemię ?

Brak komentarzy: