czwartek, 26 lutego 2009

Znów będzie teatr...!

Jutro - najpóźniej pojutrze - muszę wykupić zarezerwowane bilety do teatru. Wybieramy się 8go marca na "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Petra Zelenki - genialne przedstawienie, super-śmieszna komedia, bardzo nowoczesna, bardzo śmiała i bardzo udana.
Niestety to będzie już ostatni spektakl i sztuka spada z afisza... buuu!
Widziałam ją już dwa razy. Był to pierwszy spektakl na który wybraliśmy się całą grupą i który 2 lata temu zapoczątkował nasze wspólne wyjścia do teatru. Jak dla mnie - wybór okazał się odrobinkę niefortunny, bo sztuka jest naprawdę udana, zagrana jest świetnie przez aktorów z lubelskiego teatru Osterwy i... jak się okazuje po jej obejrzeniu żadna inna się z nią nie może równać!
Kilka kolejnych sztuk, jakie widzieliśmy wydały mi się takie sobie, jedna nawet miała koszmarny trzeci akt, ale na szczęście krótki. I dopiero stary dobry Szekspir ze swoim "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" (albo jak kto woli "Życie jest piękne" czy "Wszystko będzie dobrze" :) ) naprawdę mnie rozbawił.
Drugi raz poszłyśmy na "Opowieści..." z koleżankami, bo akurat Kama miała skądś wejściówki i nie mogły się zmarnować. Zabrałyśmy więc Renię i Magdę i obie z Kamą po raz drugi ubawiłyśmy się oglądając ten spektakl.
W dodatku główną rolę gra tu Szymon Sędrowski, którego stałam się fanką po tym, jak pojawiał się w obsadzie chyba każdego przedstawienia, na jakim byliśmy w ciągu ostatnich 2 lat.
Planowaliśmy z Łukaszem zobaczyć jeszcze raz "Opowieści..." zanim przestaną to grać i jak się okazuje to już będzie dosłownie ostatni dzwonek.
Łukasz mi opowiadał, że koleżanka była niedawno na jakimś spektaklu w Osterwie, gdzie Sędrowski grał - pewnie główną rolę - i w jednej scenie udawał pijanego. Przypuszczam, że udawał, skoro w innych scenach był trzeźwy, ale tak się gorliwie wczuł w to pijackie zataczanie, że... nagle spadł ze sceny!! Podobno krzyknął tylko "Nie boli! Nie boli!" i wrócił na scenę. Dobrze, że mają tam takie schodki, bo to mogłoby wyglądać komicznie, jakby musiał się na wysoką scenę wdrapywać... :) W każdym razie Agnieszka to widziała, a ja nie!! Z jednej strony trochę to przykre, bo skoro spadł ze sceny, to musiało go trochę zaboleć, ale z drugiej - jeśli to nie było wyreżyserowane, to był to jeden z tych momentów, kiedy można zobaczyć przypadki, potyczki i potknięcia aktorów w wersji live. Hmm.. po naszym ostatnim wyjściu na Szekspira, kiedy to byliśmy świadkami kilku takich wpadek live, dochodzę do przekonania, że w teatrze Osterwy zdarzają się one nader często i z całym prawdopodobieństwem można liczyć, że się zawsze coś ciekawego przydarzy aktorom.
Póki co - zbieram potwierdzenia i pieniądze za bilety i jutro planuję je wykupić. W sobotę może mi się nie chcieć po nie jechać, albo może coś nagłego wypaść, wiec lepiej nie ryzykować, pojadę jutro. Po aerobiku oczywiście.
W łikend obejrzeliśmy film
Petra Zelenki "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" - nie wiem co było najpierw czy sztuka czy film, ale zdecydowanie sztuka mu się bardziej udała. Niby w teatrze scenografie są symboliczne i mniejsze jest pole manewru, bo znacznie mniej można pokazać w porównaniu do filmu, ale jednak Zelenka wszystko zrobił bardziej wyraziste, komiczniejsze, dialogi bardziej błyskotliwe i różne sceny wyszły przez to znacznie śmieśniejsze niż na filmie. Fabula jest tez częściowo inna, na korzyść sztuki. Zdecydowanie jestem zdania, że "Opowieści..." w wykonaniu aktorów lubelskiej Osterwy to mistrzostwo świata! Już się nie mogę doczekać przyszłej niedzieli!

Brak komentarzy: