poniedziałek, 9 lutego 2009

Żaba w rodzinie

Ze wszystkich kawałów, jakie do tej pory słyszałam, najbardziej mnie śmieszą te o zwierzątkach. A im prostszy dowcip, tym bardziej rozśmiesza mnie jego puenta. Mam cały zbiór takich niewinnych kawałów o różnego rodzaju głupiutkich zwierzakach i za każdym razem, kiedy je czytam, tak samo serdecznie się śmieję.
Od czasu do czasu uczę Amelkę opowiadać kawały. Takie w miarę proste, przyswajalne dla dziecka. Poziom abstrakcji u sześciolatki jest znikomy, więc każdy humor musi mieć ładny opis, o co w nim tak naprawdę chodzi, aby był dla niej zrozumiały.
Potem opowiada dziecko te humory powoli, z namysłem, z nieśmiałością i z takim zawstydzonym uśmiechem i samo to jest tak urocze i zabawne, że nie ważne czy dobrze opowie kawał czy nie, i tak mamy uciechę.
Pierwszy humor, jaki nauczyła się opowiadać był o żabie u fotografa.
Przychodzi żaba do fotografa zrobić zdjęcie, a fotograf mówi jej, że żaba ma bardzo szerokie usta, więc niech do zdjęcia powie „Dżem” wtedy usta wyjdą mniejsze, będzie ładniej. Fotograf ustawia zdjęcie, a żaba oczywiście zapomniała co ma mówić. „Jak to było, jak to było? – myśli – A! Już wiem: marmelada!”.
Amelka coś źle usłyszała i opowiadała w tym dowcipie, że żaba miała mówić „dżum” a nie „dżem”. Śmialiśmy się z samego tego dżumu najbardziej.


Ale okazuje się, że takie dowcipy o zwierzątkach mają pewne odzwierciedlenie w rzeczywistości i to wśród ludzi! Zwłaszcza wśród małych ludzi. Otóż ten kawał powinien się zaczynać tak :
Przychodzi mała Kamisio do fotografa, zrobić zdjęcie…
(tu widzę, jak moja siostra mruży oczy i mówi groźnie „O nie! Ja ci dam!” ;) )
No cóż, kiedy moja siostra była mała, to oprócz tego, że była śliczna i słodziutka, to jeszcze uśmiechała się ślicznie, tak szeroko...
dosłownie jak żaba!
Kiedy patrzę na zdjęcia Kamisio z przedszkola, to zastanawiam się, jak to możliwe, aby takie małe dziecko miało, na takim małym buziaczku, TAKI wielki uśmiech?! Dosłownie od ucha do ucha! Na żywo nie wydawał się nigdy taki szeroki, ale na zdjęciach wyglądał cokolwiek śmiesznawie.
Pewnego dnia, gdzieś w okolicach pierwszej klasy podstawówki, kiedy Kamisio miała może tak z 6 lat, jej klasa miała robić sobie zdjęcia – przyjechał fotograf, dzieci miały się ładnie ubrać, wiadomo - będzie zdjęcie klasowe grupowo obowiązkowo, ale też indywidualne do legitymacji szkolnych. Taki pakiet standard. Przydało by się, aby na tych zdjęciach ładnie wyszła.
I jak tu powiedzieć dziecku, że jak się bardzo postara, to ma uśmiech... trochę, jak żaba, aby nie nabawiła się kompleksów i nie poczuła urażona?
Obie z Mamą cały wieczór wcześniej powtarzałyśmy małej Kamisio, żeby nie uśmiechała się tak szeroko do zdjęć i próbowałyśmy ją nauczyć półuśmiechu. Dziecko było kochane, nie obraziła się ani nie zakompleksiła, obiecała, że do zdjęcia się nie wyszczerzy.
Przyszła następnego dnia ze szkoły zadowolona, a na nasze pytanie powiedziała, że nie uśmiechała się bardzo szeroko i wszyscy niecierpliwie czekaliśmy na zdjęcia.
Po kilku dniach Kamisio przyniosła pakiet fotek, a na nich… mała żabka z uśmiechem, jak na budyniu!
Tak się dziecko starało, a wraz zaprezentowała uśmiech w pełnym wymiarze i chociaż te zdjęcia są prześliczne i wyszła na nich przecudnie, to ten uśmiech niezmiennie nas rozśmiesza !
Ale okazuje się, że ten żabio-szeroki uśmiech, to u nas w genach krąży i mi czasem też zdarzy się wyszczerzyć do aparatu tak, że potem na zdjęciu oglądam swoje usta rozciągnięte w kosmicznym uśmiechu zaczynającym się przy jednym uchu, a kończącym przy drugim. Teraz więc siostra miewa okazje do słodkiej zemsty i korzystając z nich skrupulatnie, wypomina mi kiedy uśmiecham się jak żaba.
Ostatnio wysyłałam jej fotki sukienek, które przymierzyłam i ze specjalną dedykacją uwieczniłam na jednym zdjęciu żabi uśmiech. Kamisio od razu go wyłapała.
Mamy taki gryps : jeśli słyszę "Nie rób żaby", to znaczy że zdecydowanie za szeroko się uśmiecham.

Brak komentarzy: