czwartek, 26 lutego 2009

Przełomowy czwartek

Cierpiałam z zakwasami przez trzy dni - od wtorku do czwartku. Dosłownie nie mogłam chodzić na płaskim obcasie, na wysokim dawałam radę. Co dziwne - bolały mnie głównie łydki i... szyja!! Nie wiem skąd zakwasy w mięśniach szyi, ale zrobiły się całkiem potężne! Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się mieć zakwasów w szyi... Pozostałe mięśnie - brzuch, uda, ręce - nic, w świetnej formie, nie płakały po treningu wcale.
Dzisiaj jednak czas zakwasów się wyczerpał i postanowiłam, że one sobie, a ja sobie - idę na kolejny trening. Poszłam tym razem do Dragona na Juranda na body and muscle. Bez stepów, za to z ciężarkami. Więcej popracowałam rękami. Ciekawe czy jutro wieczorem objawią mi się w ramionach zakwasy...
Okazuje się, że nawet z płaczącymi mięśniami można ćwiczyć i co ciekawe - wtedy nie bolą! Mimo wszystko jednak wczoraj chyba nie dała bym rady ćwiczyć, jeszcze były zbyt obolałe. Nie mówiąc już o tym, że nawet lekko napuchły.
Przemyśłiwuję nad wykupieniem sobie karnetu i chodzeniem na 17tą na to
body and muscle, bo bardzo mi się spodobało. Faktycznie taki ogólny trening całego ciała, dosyć intensywny - po pół godzinie nie dawałam już rady robić wszystkich powtórzeń. Ale oczywiście żywię nadzieję (oby mnie znów nie zawiodła), że po kilku treningach będę bardziej wytrzymała.
Chyba jutro też pójdę poćwiczyć... na to samo. :)

W pracy mamy duży projekt, ku mojej radości, dzisiaj zaczęłam testowanie i zanosi się na wielkie urwanie głowy z tym przez najbliższe dni, bo czasu mało, dużo do zweryfikowania i trzeba się wszechstronnie streszczać. Jestem w siódmym niebie! Już dosyć długo nie dostałam nic tak dużego do ogarnięcia, a tym bardziej nic tak dużego i tak mao czasu. Och, dzika radość!
Zawsze, kiedy przez jakiś czas panuje spokój, zajmuję się bieżącymi zadaniami, których co prawda nigdy nie brakuje, ale są stosunkowo małe i niezbyt skomplikowane, to przychodzi taki moment, kiedy zaczyna mi się chcieć jakiegoś większego przedsięwzięcia. Większe przedsięwzięcia mają jednak to do siebie, że wpadają nam w ostatniej chwili, kiedy trzeba już stawać na głowie, aby zdążyć ze wszystkim na czas. No i to dopiero jest godne wyzwanie. nie wiem czy to jest dziwaczna reakcja z mojej strony, ale ja najzwyczajniej w świecie się cieszę na tą perspektywę i zabieram się za to z miłą chęcią.
Aż nie mogę się doczekać jutrzejszego ranka, aby polecieć do pracy i wrócić do swojego dziubania testów.

Brak komentarzy: