czwartek, 26 lutego 2009

Wieczorna próbka starości

Nadzieja matką głupich podobno. Naiwnych na pewno!
Moja ogromna, naiwna nadzieja, że po intensywnym stepie poniedziałkowym nie będę mieć zakwasów rozwiała się już we wtorek po południu.
W pracy nie było najgorzej, trochę czułam łydki, ale nic wielkiego, już zdążyłam się ucieszyć, że moje mięśnie potraktowały mnie łaskawie, kiedy wieczorem zaatakowały znienacka i dały mi do wiwatu.
W pracy chodzę w czółenkach na obcasach. Kozaki zimowe mam też na dużym obcasie, co okazuje się bardzo zdradliwe! W butach na obcasie palce są niżej niż pięta, a przez to łydka jest skurczona - czytaj: jak łydki mają zakwasy, to mniej to czuć, kiedy chodzi się w butach na wysokim obcasie.
Po pracy dosyć długo byłam na mieście, wróciliśmy do domu dopiero wieczorem. Kiedy zdjęłam kozaki i postawiłam stopy płasko na podłodze - nagle okazało się, że nie mogę wyprostować nóg! Co to był za ból! Miliony małych żyletek w łydkach. Chodziłam jak kaczka - paralitka! I oczywiście najtrudniej było rozruszać mięśnie za każdym razem, kiedy posiedziałam chwilę nieruchomo. Przy pierwszych krokach nie mogłam się opanować i tylko kwękałam, na co Łukasz stwierdził, że nie idę więcej na żaden aerobik, skoro potem tak mam cierpieć. Ja jestem przeciwnego zdania - skoro TAK cierpię po jednym treningu, to tym bardziej muszę ćwiczyć więcej, bo moja kondycja ewidentnie gdzieś zaniknęła.
Okulistka - pomijając, że miała skandaliczne opóźnienie i czekaliśmy na wejście pod gabinetem półtorej godziny - zrobiła mi gruntowne badanie wzroku i zakropiła atropinę. To dopiero paskudny wynalazek, nie dość, że nic z bliska nie widać po tych kroplach, to jeszcze oczy fizycznie bolą przy patrzeniu blisko i od światła. Spędziłam 2 godziny czekając na badanie / badając sobie wzrok, a Łukasz w tym czasie czekał na mnie w Empiku przeglądając jakąś pasjonującą (go) książkę. Na szczęście nie nudził się i nie gapił w sufit, jak ja w tej poczekalnie w luxmedzie. W pewnym momencie byłam już skazna na nudę, bo nawet nie mogłam sobie poczytać ich super - gazetki przez tą atropinę.
Wieczór w domu okazał się więc ciekawy dla mnie - nie dość, że kuśtykałam jak ofiara, to jeszcze nic z bliska nie widziałam wyraźnie. Pomyślałam, że tak będzie wyglądało moje życie za kolejnych... 40 - 50? lat, na starość. Miałam przedsmak niewygód wieku starczego i wcale mi się to nie podobało. Zdecydowanie lepiej być sprawnym...

Brak komentarzy: