niedziela, 21 listopada 2010

Głosowanie

Poszliśmy na wybory. Zagłosować trzeba, pytanie na kogo?
Nie mam swojego ulubieńca. Jak zwykle, bo polityka mnie strasznie odstrasza i tych wszystkich ludzi ze świata politycznego przepędziła bym kijem. W obietnice przedwyborcze i programy na ich przebudowę świata, jeśli wygrają - nie wierzę. Nic potem z tego nie wynika. Obiecanki cacanki vel kiełbasa wyborcza.
Ale na wybory chodzę. Czasem Łukasz mi zdaje relację z kampanii przedwyborczych i mówi, kto miał fajne pomysły na zmiany, a czasem Łukasz sam nie wie, kto z tego towarzystwa narobi po wyborach najmniej szkód.
Na wybory więc poszliśmy.
Siedliśmy przed tymi płachtami z nazwiskami kandydatów do tego i do owego i... ja osobiście poza kandydatem na prezydenta miasta, nie wiedziałam, na kogo chcę głosować. Coś jednak trzeba było zaznaczyć. Za radą Łukasza poczytałam nazwiska, sprawdzając czy kogoś znam. Nie znam. Widocznie moi znajomi byli do tej pory rozsądnymi ludźmi, których polityka nie skusiła.
No więc zastosowałam inne kryterium - najpierw ominęłam szerokim łukiem partie, których nie poprę nigdy, bo ich członkowie zachowują się skandalicznie i nie do końca normalnie, a potem przejrzałam pozostałe listy pod kątem takich imion i nazwisk, które do mnie przemówią. Nowoczesnych. Przyjaznych oku.
Przemówiły jakieś tam. W przypadku obu pozostałych arkuszy zwyciężczyniami okazały się dwie kobiety, które fajnie się nazywały.
Taką miałam metodę głosowania. Proszę bardzo - można sobie teraz do woli poużywać na temat mojej ignorancji politycznej i lunatykowatego sposobu głosowania. Wszystko mi jedno.
Co roku płaczą w mediach, że statystyki są kiepskie, więc chodzę na wybory i głosuję. A że czasem nie mam na kogo, to głosuję na kogoś. Tak czy owak.

Brak komentarzy: