poniedziałek, 18 stycznia 2010

Zimniejszy niż trup

W pracy w pokoju dzisiaj zimno. Na dzień dobry rano Agata przywitała mnie pytaniem czy znowu przykręciłam grzejniki przed łikendem. Raz tak zrobiłam i na nieszczęście ścisnął wtedy mróz przez łikend i w poniedziałek wszyscy dygotali zanim się atmosfera w pokoju podgrzała.
Od wtedy Agata zadaje mi to pytanie niemalże co poniedziałek, bo co poniedziałek jest w pokoju tak samo wychłodzone.
Dzisiaj już mi cierpliwość się skończyła i powiedziałam jej, że ja nic już nie kręcę i jeśli nie przestanie mnie o to posądzać, to się wkurzę i jej dam pstryczka w nos.
Siedzieliśmy jednak w tym zimnym pokoju i czuliśmy, jak temperatura naszych ciał spada z godziny na godzinę. Najwyraźniej upośledziło nam to w pewnym stopniu też myślenie, bo w pewnym momencie odbyła się rozmowa, która przybrała bardzo ciekawy obrót.
W połowie dnia pojawił się pomysł pójścia na kawę. Agata stwierdziła, że poszłaby na cokolwiek gorącego, aby rozgrzać sobie skostniałe ręce. Puczo oczywiście zdziwił się tym pomysłem, bo niby jak to? Rozgrzać ręce herbatą?
Więc Agata podeszła do niego i dotknęła go zimnymi dłońmi, aby mu zademonstrować, jakie ma zimne i jak kubek gorącej herbaty by zbawiennie na nie podziałał. Puczo nie zajarzył w ogóle o co jej chodzi i dlaczego 0na go dotyka zimnymi grabiami, więc Agata musiała mu to wyjaśnić, jak dziecku:
- Pokazuję ci jakie mam zimne ręce!
- Zimniejsze niż u trupa... - dodałam, bo tak mi się skojarzyło.
Zawsze, kiedy mam lodowate dłonie albo stopy zastanawiam się, czy sa one zimniejsze niż trup. Dotykałam kilka razy zmarłych czekających na pochówek - kiedy zmarły prababcie czy dziadek, leżeli w trumnie przez jakiś dzień, zanim odbywał się pogrzeb. Zawsze wydawało mi się, że ich ciało w temperaturze pokojowej jest jednak tylko zimne, nie lodowate.
Czy to możliwe, aby temperatura ciała człowieka żywego była miejscami niższa niż temperatura ciała nieboszczyka? Bo akurat krążenie w dłoniach nie nadąża ich ogrzewać... Chyba możliwe, nie? Wszystko zależy od temperatury otoczenia... Tak mi się zdaje...
Jak tylko rzuciłam w naszym pokoju uwagę o tym trupie, zaczęło się!
Magda stwierdziła, że nie dotykała nigdy trupa, więc nie wie, jaką ma temperaturę i nie może porównać. Karina tak samo.
Na co ja zdziwiłam się, że przecież jest taki przesąd, że trzeba zmarłego dotknąć, aby się pożegnać, aby nie straszył potem...
Nie, żadna z nich tego nie robiła. Mieli zmarłych w rodzinie, ale nie dotykali ich. Chłopaki też nie.
Agata za to tak i znała ten sam przesąd. I była też zdziwiona, że nie wszyscy go znają i praktykują.
Puczo za to rozstrzygnął nasz spór o przesądy i dotykanie nieboszczyków, bo stwierdził, że każdy dotykał trupa, kiedy na przykład brał zdechłą rybkę. Magda zaprotestowała, że ona rybki zdechłej też w ręce nie brała.
Chwilę potem wyobraźnia Pucza poniosła go, bo stwierdził, że jak to nie - właśnie, że brała! Na przykład, kiedy wyjmowała rybkę z zamrażalnika na obiad... No jak tak się sprawy mają, to co innego!
Skrzywiłam się, na co Puczo zapytał czy nie lubię jeść rybek?
- Nie bardzo, odkąd nazwałeś je zimnym trupem... - odpowiedziałam trochę zniesmaczona.
Dziwne prawda? :)
Może jednak powinniśmy pracować w temperaturze otoczenia nieco bardziej odpowiedniej dla ludzi, bo wtedy jakoś bardziej ludzkie mamy myśli i skojarzenia... A przynajmniej nieco mniej wisielczy humor się nam włącza.

2 komentarze:

marko pisze...

W poniedzialki przewaznie bywa zimna atmosfera nie tylko tak zewnetrzna panujaca, jesli dolozyc do tego niedospanie z jakiegos tam powodu to wychodzi z tego niezla mieszanka wystarczajaca na calotygodniowy cykl zmagan nie tylko z praca zwiazanych.

Unknown pisze...

To prawda, poniedziałki są najgorsze... I zazwyczaj najbardziej się wloką w pracy...