niedziela, 3 stycznia 2010

Odrobina historii

Przeczytałam biografię Jackie Kennedy.
Bardzo fajnie napisana książka, chociaż autorka nie może się zdecydować czy krytykuje i potępia Jackie za jej osobiliwe zachowanie i styl życia, czy zostaje neutralna i powstrzymuje się od komentowania i interpretowania wydarzeń. Momentami nawet wydaje się współczuć Jackie jej smutnego życia, skomplikowanego charakteru i niewyważonej osobowości.
Jackie sama w sobie mi się nie spodobała. Nie była za wielką damą, chociaż się na taką kreowała. Nie ma za wiele do zaimponowania i nie nadaje się na wzór do naśladowania. Poza ładnymi ubraniami i zamiłowaniem do sztuki, miała paskudny charakter i sama nie wiedziała czego jej do szczęścia brakuje.
Jak na żywą legendę, jaką była, chodzący mit i bohaterkę narodową - mnie osobiście jej postawa rozczarowała pod wieloma różnymi względami.
Jako Pierwsza Dama była niezadowolona, że jest Pierwszą Damą i ma do wypełniania jakieś tam obowiązki. Uchylała się więc od nich kiedy tylko mogła, a nawet jeśli nie wypadało - i tak olewała etykietę i przyjęte zwyczaje. Była wiecznie znudzona obowiązkami Pierwszej Damy i miała w głębokim poważaniu wszystkich z którymi musiała się spotykać.
Ciekawe podejście do tematu, jak na osobę, która wychodziła za mąż za kogoś dążącego do fotela prezydenta. Zmieniła zapatrywania gdzieś po drodze.
Bycie Panią Prezydentową zaczęło się jej podobać, kiedy zachwyciła się nią Francja i kiedy zyskała wielką popularność i powszechne uwielbienie, jako Pierwsza Dama. Niestey wkrótce potem zabili Kennedy'ego i jej bajka się skończyła.
Zdaje się, że najważniejsze dla niej było dobrze wyjść za mąż, zyskać przede wszystkim bogactwo, a sława i prestiż były dodatkowym bonusem, aczkolwiek w pewnym momencie zaczęły jej ciążyć.
Bogactwa szukała do końca życia, m. in. dlatego wyszła za Onasisa. Niestety z tego małżeństwa po śmierci Onasisa musiała wydrzeć kawałek grosza, bo on sam w testamencie zapisał jej jakąś psią rentę tylko i wyłącznie z czystej przyzwoitości, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że jest dla niej jedną wielką książeczką czekową.
Tak w prawdzie to miała bardzo smutne życie, typowe dla ludzi, którzy nie bardzo potrafią siebie samych ukierunkować, a ich życie wewnętrzne jest zbyt bujne, aby zadowolili się wegetowaniem z dnia na dzień bez głębszego celu. Mam wrażenie, że zabrakło jej głębszego wglądu w samą siebie, aby znalazła swój sposób na bycie szczęśliwa. Takiej uwagi do wewnątrz siebie.
Zamiast tego wydawała mnóstwo pieniędzy i kupowała nieustannie przeróżne rzeczy, otaczała się pięknymi przedmiotami, chociaż to wcale nie upiększało jej samopoczucia. Teraz mamy na to termin: zakupoholizm i odpowiednie terapie.
Może po śmierci Onasisa żyła szczęśliwie. Związała się z Tempelsmanem, który pomnożył jej majątek dziesięciokrotnie, więc niczego jej nie brakowało. Prasa dała jej trochę odetchnąć, nadal jednak obracała się w świadku sławnych i wysoko postawionych ludzi. Pracowała jako redaktor w wydawnictwie i odnosiła sukcesy, dzieci wychowała bardzo dobrze - na normalnych, nie-zepsutych sławą i bogactwem ludzi. Może wtedy odnalazła swój spokój ducha. Ale o tym już jest tylko mowa w posłowiu do książki, bo sama książka napisana była w 1979 roku, czyli niedługo po śmierci Onasisa. A Jackie przeżyła jeszcze świerć wieku od wtedy.
Przez samą biografię Jackie przebrnęłam już kilka dni temu i czytałam ją niczym świetną powieść - wciągnęła mnie bardzo i przy okazji zainteresowała smutnym losem klanu Kennedych. A zwłaszcza śmiercią JFK.
Z rozpędu obejrzałam film Olivera Stone'a "JFK" i byłam pod wrażeniem, jak bardzo jest w nim autentycznie przedstawiona kwestia zabójstwa Kennedy'ego. Pomijając nieudowodniony, aczkolwiek bardzo prawdopodobny spisek - jest tam mnóstwo faktów, dokładnych opisów, zdjęć i nagrań archiwalnych - wszystko podane na tacy.
Obejrzałam też program z Discovery Channel na temat rekonstrukcji strzałów do JFK i jak się okazało komisja Warrena miała rację twierdząc, ze śmiertelny pocisk był wystrzelony z szóstego piętra z magazynów za plecami Kennedy'ego, a nie z boku czy z przodu auta, jak twierdzi teoria spiskowa.
Całe to niby-dochodzenie po śmierci Kennedy'ego jest jednak przedziwne i jednoznacznie wskazuje, że spisek- jakikolwiek ale - był. Cześć zeznań świadków zaginęła, część materiałów dowodowych zignorowali, samochód wymyli pod szpitalem, zacierając tym samym ślady, wyniki autopsji sfałszowali, a już najbardziej dramatyczna z tego wszystkiego była teoria magicznej kuli, która wg. komisji Warrena leciała zygzakiem przez ciało prezydenta i gubernatora i zrobiła łącznie siedem ran w ich ciałach. Nawet idiota wie, że kule nie latają zygzakami, nie skręcają niespodziewaie pod żadnym kątem, a już na pewno nie czekają zawieszone w powietrzu ileś tam czasu, aby trafić drugą osobę.
To wszystko jest bardzo ciekawe. I jednocześnie bardzo nieciekawe.
W ogóle klan Kennedy'ch jest dosyć pechowy i z tej wspaniale zapowiadającej się rodziny większość dzieci seniora rodu Joego Kennedy'ego miała śmiertelnego pecha i zmarła przedwcześnie. Różnie; w wypadkach, zamordowani, na raka. Niefart dotyczy zwłaszcza męskich potomków.
Póki co zgłębiam jeszcze losy rodziny Kennedy'ch i zagadkę zabójstwa JFK. W 2029 roku zostaną odtajnione jakieś tam dokumenty na temat tego zamachu, ale nie spodziewałabym się po nich rewelacji, bo jeśli to był spisek CIA, to na pewno nikt się do tego nie przyzna, a już wyznanie tego przed narodem byłoby samobójstwem ze strony rządu, więc pewnie będą to rzeczy już wiadome.
Jackie zostawiła jakieś taśmy z nagraniem siebie, pewnie coś wyznającej, ale te ujawnią nie wcześniej niż 100 lat po jej śmierci, czyli w 2094 roku najwcześniej. Dawno będę wtedy wąchała kwiatki od spodu, więc się nie dowiem co takiego wyznała. Inna sprawa, że może do wtedy jej gwiazda zblednie, albo przyćmi ją jakaś inna wybitna pierwsza dama i nie będzie to już tak powszechnie interesujące, jak byłoby teraz. Może na tych taśmach jest jakaś sensacja... I może dlatego wyświetlą publicznie, kiedy już nawet jej dzieci poumierają. Jej syn z resztą już zginął w katastrofie lotniczej w 1999 roku.
Naprawdę smutna jest ta rodzina. Biografię Jackie czyta się jak jakiś triller. Co chwila ktoś ginie. Rodzinę Onasisa też dosięgło to pasmo nieszczęść, zginął jego syn w katastrofie lotniczej.
Przyznam, że nie bardzo radosną literaturę miałam jak na święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Ale za to ciekawą. Co prawda ja zawsze ulegam nastrojom książek, które czytam i kiedy przeczytałam o zabójstwie Kennedy'ego, chodziłam z trzy dni lekko tym oszołomiona i było mi smutnawo. Jednak sama lektura była pasjonująca.

Brak komentarzy: