poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Mamusiu papa! Tatusiu papa!

Ostatnio poszłam na plotki do Kamy. Takie plotki: co się nawinie przy winie.
Nie wiem, co nam się tak temat poskładał, ale zeszło na bańki.
Takie, wiecie - bańki co się stawia na plecach dzieciom. Albo dorosłym, o ile się dadzą.
Ja się już nie daję, ale w dzieciństwie miałam tego pecha, że moja Mama potrafiła banki stawiać. I stawiała nam. Na szczęście rzadko, chociaż dla mnie i tak zdecydowanie za często. O jakieś trzy razy za często.
Szczerze mówiąc, to nie potrafię powiedzieć, ile razy mi bańki stawiali, ale za każdym razem to był ogromny dramat. I traumatyczne przeżycie.
Kama, jak się okazuje - wrażenia po bankach miała identyczne, jak ja. Identyczne.
Jeśli ktoś nie miał nigdy baniek, nie zrozumie tego. I jego szczęście. Całe doświadczenie jest po prostu okropne! Stawiają ci jakieś brzęczące pypki na plecach, a one cię ssą. Fuj! Okropność!
Rodzice wspominają, jak za pierwszym razem... a może nie pierwszym, bo może moja fobia wynikała z tego, że wiedziałam, czego się spodziewać...? W każdym razie, kiedy byłam bardzo mała i pewnie równie bardzo chora, wpadli raz na genialną myśl, aby mnie wyleczyć bańkami. A ja co? Też wpadłam, ale w panikę!
To pamiętam, że zwiewałam do łazienki i chciałam się w toalecie zamknąć na klucz i nie otwierać, dopóki nie wyzdrowieję. Jakoś mnie z tej toalety wydobyli i udaremnili mi zabarykadowanie się.
Walczyłam, jak lew! Jak ucieczka się nie udała, próbowałam innych sposobów - wyrywałam się - bez skutku, płakałam, prosiłam - nic. Zero kompromisu. Będą bańki i już.
A ja naprawdę czułam, jakby mi się świat kończył!
Pytałam rodziców:
- Nie moglibyście jutro?
Nie mogli. Dzisiaj bańki i koniec.
Kiedy już skończyły mi się pomysły na samoobronę i nie miałam już nic w zanadrzu, kiedy już szlochałam spazmatycznie, a rodzice nadal obstawali przy swoim - musiałam skapitulować.
Na zakończenie tej bitwy chlipałam i mówiłam:
- Mamusiu papa! Tatusiu papa!
Szczerze mówiąc, to nie wiem, jak Rodzicom serce nie zmiękło po takim przedstawieniu jednego aktora... Ja bym dała spokój tym bankom na ich miejscu. Z resztą! Co ja mówią! Ja bym nawet nie zaczynała z takimi pomysłami! Oni jednak mi te bańki postawili. Pewnie zdrowie dziecka było dla nich większym priorytetem niż jego błagania. Nie wiem czy od tych baniek, czy nie, ale wyzdrowiałam. Oczywiście ja zaprzeczam jakimkolwiek dobrotliwym skutkom tego wynalazku!
Za każdym kolejnym przeziębieniem jednak, starałam się z całych sił jak najszybciej wyzdrowieć, aby nikt nie wpadł na tą szaloną ideę stawiania mi baniek!
Kama miała podobnie - na hasło "bańki" zwiewała, gdzie pieprz rośnie! Nic to jej jednak nie dawało.
Za to po bankach zostawały nam ciemne kółka na plecach, taka bezużyteczna szachownica, która zawsze była obiektem marnego pocieszenia przez Dziadka, który sugerował, że można na moich plecach w szachy zagrać. :)
Te kółka na plecach były wielką zmorą, kiedy się już wyzdrowiało i musiało się wracać do szkoły. Jak przychodził w-f to było okropnym problemem - jak się przebrać, aby nikt tego nie zauważył. A przecież przebierało się hurtem - wszystkie dziewczyny razem w jednej szatni.
Kama najbardziej bała się tego wacika z ogniem, którym się bańkom robi próżnię. A jakby tak ten palący się spirytus na nią kapnął? No właśnie. Dziwne, ze dzieci mają czasem więcej zdrowego rozsądku, niż dorośli. Nawet, jeśli akurat są chore.
Spirytus na Kamę nigdy nie kapnął, za to ja znam przypadek, kiedy jeden dzieciak został niechcący zdepilowany, bo akurat miał mocno zarośnięte plecy i te jego bujne włoski się trochę zapaliły... Jak na siedmiolatka, to ten dzieciak naprawdę miał nietypowo owłosione plecy. Nic mu się nie stało od tej niespodziewanej depilacji, nawet chyba nie poczuł, ale zaśmierdziało... Nie powiem, kt mu te bańki stawiał, ale zarośnięte plecy u mężczyzny to niezbyt miły widok, w jakim by on nie był wieku, więc mu ten ktoś oddał przysługę właściwie. Chociaż metoda była raczej niecodzienna, jak na depilację... Teraz dzieciak jest już chyba pełnoletni, albo coś koło tego, ma matkę kosmetyczkę, więc mu pewnie te włosy depiluje metodami cokolwiek bardziej tradycyjnymi i trwalszymi. :)
Czy teraz się jeszcze stawia bańki?
Kiedyś potrafiły to babcie, zwłaszcza te na wsiach. To jest metoda medycyny ludowej, wiejskiej zwłaszcza. Strasznej! Od babć nauczyły się tego nasze Mamy. Co poniektóre. Ich córki nie są zainteresowane nauką tych pogańskich praktyk, zwłaszcza, że na nich je praktykowane.
Ja nie mam zamiaru nigdy nikomu stawiać baniek i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała. W ostateczności poproszę o to Mamę, ale nigdy dla siebie. O nie! Mi już nikt nigdy w życiu tej kuracji nie zaaplikuje!
Ostatnio czytałam artykuł na temat lekarki praktykującej w Polsce tradycyjną medycynę chińską i dowiedziałam się, że Chińczycy w swojej mądrości też mieli okresy zwątpienia, bo ktoś u nich też wynalazł i rozpowszechnił bańki. I co? Ona - rodowita Chinka - przyjechała do Polski, aby te banki tu stawiać! Bo u nas brakuje lekarzy praktykujących tą wspaniałą
tradycyjną medycynę chińską!
Jak na mój gust, to my mamy aż nadto tradycyjnej medycyny polskiej, która się w pewnym zakresie od chińskiej niczym nie różni. No chyba, że Chińczycy wynaleźli skośne banki... Ale tego nie wiem i nie pragnę się o tym przekonać!

2 komentarze:

Nomad pisze...

Kiedyś czytałem jakiś artykuł na temat stawiania baniek. Ogólnie nie potwierdzono właściwości leczniczych.

marko pisze...

Banki to metody naszych dziadkow chociaz faktycznie dzisiaj malo powszechna z tego co wiem to banki stosuje sie profilaktycznie tylko i wylacznie po to aby uodpornic organizm jeszcze w fazie zanim rozwinie sie przeziebienienie czy inne chorobstwo