środa, 11 sierpnia 2010

Koci...co?

Pojechaliśmy do Tesco na szybkie zakupy. Lał deszcz, było już późno, a Tesco długo otwarte. Pojechaliśmy więc na wieczorną rundkę po markecie.
Zapakowaliśmy do koszyka co było nam potrzebne, po czym rozpoczęłam wymyślanie, co też w tym tygodniu można ugotować. I zaczęłam krążyć między półkami w poszukiwaniu różnych składników.
W pewnej chwili mijałam samotną paletę słoików z czymś w środku. Stała sobie tak ni przypiął, ni przyłatał koło chłodziarek i tak dosyć przyciągała oko. Rzuciłam więc na nią okiem w przelocie i przeczytałam "Kocityłek".
Zanim do mnie dotarło, co przeczytałam i co to znaczy byłam już w połowie alejki.
Zaciekawiona wróciłam więc pod paletę i przyjrzałam się literkom dokładnie.
A tu: Kociołek.
Kociołek jakiś tam.
Żaden kociołek nie wyglądał, jak kociołek. To chyba jakiś wymysł Winiarów, tak sobie nazwali to zgrabnie Kociołek. Tyle tylko, że można sobie to trochę zabawniej odczytać.
Nie skusiłam się na ten Kociołek Kocityłek. Zamiast tego mamy dziś przepyszne spagetti. Nijak się nie kojarzy inaczej. :)

Brak komentarzy: