wtorek, 17 sierpnia 2010

Feralny poniedziałek

Wczoraj rozgrywały się jakieś dramaty w Lublinie.
W Głusku ukradli pół kilometra kabli telekomunikacyjnych.
Nie wiem czyje to były kable, ale przypuszczam, że TP SA. Nie wiem też jakiego rodzaju to były kable, przypuszczam, że oprócz Tepsy wiedzą to bardzo dobrze złodzieje, skoro wykroili sobie taką udaną akcję.
Naprawdę, brawo za genialne pomysły! Nie ma to jak wleźć do studzienki i wypruć pińcet metrów kabla. To naprawdę jest skok stulecia! Jak dla mnie to na miarę tych drobnych pijaczków, obijających się od sklepu do sklepu, którzy nie mają na kolejną flaszkę taniego winiacza. Nie można powiedzieć, aby złodzieje popisali się inwencją twórczą.
Swoją drogą - ile można zgarnąć za pół kilometra kabli? Może zależy jakich? Światłowodowych? Czy to daje taki majątek czy tylko kilka flaszek jabcoka?
Mam nadzieję, że wkrótce zgarną ich za ten wybryk.
Jeśli sprzedali na złom te kable, to powinni przy okazji zawinąć do pudła jeszcze skupujących takie rzeczy. Bo chyba nikt normalny nie sprzedaje znienacka na złom TAKICH kabli w TAKICH ilościach. To musiało wyglądać podejrzanie. Czy złomiarze nie raportują takich podejrzanych transakcji na policji? Ogólnie to społeczeństwo polskie nie bardzo ma zaufanie do policji i chyba nikt sam z siebie chętnie po policję nie leci, no ale w takiej sytuacji to już powinni.
Ludzie w Głusku i okolicach rano obudzili się niczego nie świadomi, aby wkrótce przekonać się, że nie mieli kontaktu ze światem. Dokładnie mówiąc to nie mieli telefonii stacjonarnej i internetu. Telefon stacjonarny, to jak cię mogę, można bez niego się obejść, w dzisiejszych czasach chyba już 99% społeczeństwa ma telefony komórkowe. Ale internet to przecież okno na świat i bez tego ani rusz dzisiaj. Więc to trochę świństwo pozbawić ludzi kontaktu ze światem i tak tak od rana. Bardzo niehumanitarne.
No ale, nie takie rzeczy już kradli.
W dodatku kiedy pracownicy okradzionej firmy kładli te kable z powrotem i przywracali ludziom nasłuch na linii - zrobiły się jakieś przepięcia i Mama co chwila odbierała telefon tylko po to, aby posłuchać, jak na drugiej linii ktoś z kimś rozprawia o pączkach, parkowaniu, wyjazdach i innych takich tam. Zupełnie jak w tym filmie "Lekarstwo na miłość" czy jak to tam się on nazywał.
A w drugim dodatku - aby było jeszcze śmiesznej - to jak już się tak dogadali trójstronnie przez te sprzężone telefony, to się okazało, że się z Mamą znają.
Przez ten brak kontaktu ze światem, Mama nawet nie słyszała o wczorajszym pożarze. Dzisiaj więc się wymieniłyśmy informacjami, Mama mi powiedziała o ukradzionych kablach, a ja jej o tym, jak to wczoraj przed południem zjarała się klinika dermatologii.
Ogień buchał na metry wysoko, gasili pożar długie godziny, kilku strażaków podtruło się dymem i wylądowali w szpitalu. Na szczęście tylko na chwilę i wypuścili ich tego samego dnia.
Ale z kliniki nic nie zostało. No chyba tylko mury, bo strat jest na mniej więcej 8 mln.
Jakby nasza służba zdrowia była za bogata!
Klinika spłonęła od remontu tak naprawdę. Ogień podobno zaprószyli remontujący dach, którzy rozgrzewali papę czy coś. Podobno palnikami gazowymi.
Nie chcę nawet myśleć, jakie to ma konsekwencje dla firmy remontującej i mam tylko nadzieję, że mieli jakieś dobre OC wykupione.
Z dwojga złego lepszy ten psikus złodziei, mniej szkodliwy, jak by nie patrzeć...

1 komentarz:

marko pisze...

Pomyslowosc ludzka bez granic, prawo mamy jak każdy wie zresztą komentarze zdają się zbyteczne w tv była wzmianka o tym pożarze, pechowo bo padło na szpital, zreszta większośc news-ow ostatnio to katastrofy, powodzie, wypadki brrr.