wtorek, 3 sierpnia 2010

Antystresownik

W czwartek w pracy trafił mnie nagły szlag.
Moja wytrzymałość doszła do granic i tak się wkurzyłam, że przesiedziałam cały dzień nie mając ochoty się nawet odzywać, po czym wróciłam do domu z silną potrzebą wyżycia się na czymś.
Akurat miałam nowy proszek do prania do wypróbowania i ogromne zaległości w praniu, sprzątaniu i innych porządkach.
A ja ostatnio mam fazę na porządkowanie. Przebrnęłam już przez moje płyty, muzykę, filmy, gazety, papiery, półki i szuflady.
Tego dnia nadeszła kolej na zwyczajne mycie podłóg, kurze i pranie. Przez robienie weków miałam w tym zaległości, ale niestety nie byłam w stanie się rozdwoić i w jeden wieczór robić coś więcej niż wekowanie.
Zabrałam się za te porządki z takim zapałem, że o 18-tej było już w większości wysprzątane, a pralka prała drugą turę. Zważywszy na to, że zaczęłam całą akcję o 16-tej, to tempo miałam naprawdę zawrotne.
Spędziłam na takim zajęciu cały wieczór. Położyłam się spać zmęczona, ale wyżyta. I wyżęta z sił.
I to byłoby nic, gdyby nie fakt, że w piątek poczułam zakwasy. WSZĘDZIE!!
Bolały mnie całe nogi - uda, łydki, ręce, coś w plecach i nawet jakieś mięśnie w pasie. O tych to nawet nie wiedziałam, że w ogóle istnieją i w pierwszej chwili myślałam, że mam zwyczajne siniaki nad biodrem.
Zakwasy były koszmarne! Dwie godziny aerobiku by mi takich nie zrobiły!
Nie bardzo mogłam używać swoich nóg przez dwa dni i czułam wielkie pragnienie przeciągania się i wyciągania co chwila.
Kto by pomyślał - sprzątanie lepsze niż trening. Dobrze mój Tata mówi, kiedy namawia na kopanie ogródka, tudzież inne prace przydomowe, że to taki aerobik, ale za darmo. Proszę, jaki skuteczny...
Mięśnie przestały mnie boleć dopiero w sobotę po południu, po tym, jak zmogła mnie Amelki bajka i się zdrzemnęłam przed telewizorem. Teraz już jestem, jak nowa. Chociaż przez tą pogodę średnio tryskam energią.
Dzisiaj w pracy Puczo się mocno frustrował. Powiedziałam więc, że na stresy polecam sprzątanie, ja się na nim w czwartek wyżyłam bardzo skutecznie. Na co Magda odparowała, że chyba mi jednak nie pomogło, bo średnio jestem spokojna. No to mi przygadała!
No co tu dużo mówić, codziennie tam wracam po swoją porcję frustracji, a sprzątania aż tyle, aby mi starczyło na każdy wieczór nie mam!

2 komentarze:

marko pisze...

Ups to mamy szczęście ze jesteś! nie daj ponieść się zlej sytuacji to czasem zaledwie tylko pozory albo często tez gra, co gorsza dla niektóry niezła zabawa, myślę tez ze masz całkiem porządne motto z ta perspektywa i dystansuj się od takich sytuacji!

Unknown pisze...

Do pewnego momentu daje się mieć perspektywę, ale czasem już nerwy puszczają. Powiem Ci, ze to sprzątanie było baaardzo terapeutyczne. Jak się człowiek zmęczy, to myśli się zatrzymują i wtedy wraca ta perspektywa.