wtorek, 19 lipca 2011

Testy wytrzymałości cierpliwości

Ciąg dalszy wieści z pola bitwy.
Tata wybrał się do mechanika, aby umówić się, kiedy można mu podstawić samochód do warsztatu.
Mechanik popytał, co Tata już wymienił i kiedy usłyszał, że czujnik temperatury, zapytał czy wymienione są obydwa czujniki. To przypomniało Tacie, że w samochodzie są dwa czujniki temperatury, a w Oplu był wymieniony jak dotąd jeden. Jest jeszcze jeden, gdzieś przy chłodnicy, który włącza wiatrak, jeśli temperatura silnika przekroczy ileś tam, może 95 stopni. W każdym razie ten działa zazwyczaj w korkach, kiedy nie ma przepływu powietrza, które samo ma właściwości chłodzące.
Tata kupił więc drugi czujnik i wczoraj usilnie działał przy aucie.
Najpierw robił testy, a zależało mu na tym, aby samochód zgasł. Samochód więc chodził sobie na podwórku, grzał się, Tata nawet rozważał opcję pogrzania go suszarką do włosów, ale samochód jak na złość nie chciał zgasnąć. Potem jeździła nim po mieście Kamisio, która akurat miała coś do załatwienia. Oczywiście Tata poinstruował Kamisio, co ma zrobić, jak jej samochód zgaśnie. Kiedy mi to Mama opowiedziała, zapytałam, czy instrukcja brzmiała: „Zjedź na pobocze, chodnik lub najbliższy pas zieleni, zanim jeszcze samochód straci rozpęd”. W sumie to nie dowiedziałam się, jakie też były te instrukcje, ale chyba nie odbiegały za daleko od tej mojej wersji. W zasadzie to trzeba dawać instrukcje do jeżdżenia tym samochodem na zasadzie: jak jeździć najbezpieczniej i najmniej narażać się na uszczerbek na zdrowiu lub życiu w przypadku zaśnięcia auta. Pierwsza zasada powinna brzmieć: jeździj zawsze przy prawej stronie jezdni, aby w razie, jak auto zgaśnie, być blisko pobocza, chodnika lub trawnika.
Kamisio w każdym razie była na mieście i wróciła sama, bez holowania. Samochód nie zgasł. Jak na złość, skoro Tacie na tym zależało. A chyba chciał wtedy wymienić ten czujnik i zobaczyć czy zapali. Nie wiem tylko kto tu kogo testował, czy Tata testował samochód, czy samochód testował Tatę, np. pod kątem wytrzymałości... na złośliwość rzeczy nieożywionych. Dodam: a wkrótce martwych, bo jak ten rzęch nie zacznie współdziałać, to go ukatrupię chyba. I oddam na złom.
W końcu więc Tata zrezygnował z testów i wymienił czujnik i… i wtedy mu samochód zgasł. :P
No ja już nie mam nic do dodania w tym temacie. Tata zdaje się też nie, bo już umówił mechanika, kiedy mu podstawi do warsztatu auto. Ciekawe co ten mechanik wymyśli.

2 komentarze:

marko pisze...

Moje klopoty z rzechem na 4 kolkach skonczyly sie na betonowym slupie, nie z mojej winy doszlo do wypadku, wjechal na mnie rozpedzony motocyklista, szczesciem jestem caly i troche obolaly od pasow bezpieczenstwa, samochod poszedl do kasacji, teraz pewnie troche pochodze na pieszo zanim od wszystkiego na dobre odreaguje!

Unknown pisze...

O rany, mrożąca krew w żyłach opowieść! Dobrze, że nic Ci się nie stało, bo betonowy słup brzmi groźnie!