wtorek, 19 lipca 2011

Sweterki

Kamisio jakiś czas temu kupiła sobie sweterki rozpinane na allegro. Bardzo fajne, taniutkie, bardzo dobrze się noszą. Kupiłam sobie i ja takie. Ostatnio jednak brakuje mi jeszcze z dwóch kolorów, bo nie mam za bardzo co zakładać do różowych, czy fioletowych rzeczy. A są bardzo fajne na lato, bo to jest taka trochę sznurkowa dzianina, nie wełniana, nie są więc gorące, ale takie w sam raz, cieniutkie na lato.
Przepatrzyłam więc tą aukcję i postanowiłam sobie zamówić jeszcze jakiś. Zapytałam też Joli czy nie chce jakiegoś, ale Jola długo się wahała i namyślała. Ja równie długo nie zamawiałam, bo jakoś ostatnio wykosztowałam się i nie mam z czym szaleć. No i tak sprawa tkwi w zawieszeniu, ale nadal jest aktualna, ja cały czas zamierzam sobie jakiś sweterek dokupić.

I dzisiaj w kuchni odbyła się taka rozmowa między Jolą a mną:
Jola: Kupiłaś już te sweterki na allegro?
Ja: Jeszcze nie, bo trzeba za nie zapłacić…
Jola: To jak będziesz kupować, to daj znać, kupiłabym sobie biały. To pewnie nie będzie bardzo biały.
Ja: Mam biały i w nim nie chodzę. Jest bardzo biały.
Jola: A dlaczego w nim nie chodzisz?
Ja: Bo mi do niczego nie pasuje.
Jola: To po co kupiłaś?
Ja: Bo wydawało mi się, że mi będzie pasował.
Jola: To jak nie chodzisz, to ja go od ciebie odkupię.
Ja: To wtedy dopiero mi będzie do wszystkiego pasował!

To sama prawda.
Pozbywanie się ubrań jest trudnym zadaniem i zawsze potem się na człowieku (czytaj: kobiecie) mści. Nie ma to jak stara szafa, do której można wszystkie rzeczy nieużywane odłożyć. Nie można jednak mieć starej szafy w bloku, no chyba, że ma się iście królewski metraż. Ja póki co raz tylko oddałam pudło ubrań do sprzedania, Łukasza Mama obróciła je w wymierny zysk. Ale w zasadzie to teraz mi dwóch bluzeczek szkoda i od tej pory już nie pozbywam się ubrań lekką ręką. Za to wywożę do rodziców do starej szafy. Niektóre z dedykacją, że jeszcze po Ne wrócę, niektóre po prostu, bo nie chodzę, nie lubię, nie podobają mi się, są niemodne i nie zamierzam ich więcej na siebie założyć.
Są takie ubrania, które są ponadczasowe i się nie starzeją. Można je nosić w nieskończoność. I nie mówię tu tylko o podkoszulkach, których nie widać, więc nie muszą być modne. Niektóre koszule czy żakiety, spódnice, czy nawet klasyczne spodnie. Dają radę przez wiele sezonów.
Ale są takie ubrania, których po jakimś czasie już nie da się nosić, aby nie wyglądać biednie. Są takie tkaniny, które były modne, ale już od dawna nie są i nikt już nic z nich nie szyje, a jeśli ktoś je zakłada, to wygląda w nich… właśnie, jakby wyjął to ze starej szafy. Są takie fasony czy wzorki, które się przestarzały i nie da rady ich teraz nosić, choćby nie wiem co. Takie ubrania mogę sprzedać czy oddać do kontenera PCK bez żalu. Wiem, ze ich więcej nie założę. Np. bluzki tekstylne sprzed jakiś 10 lat. Teraz wyglądają śmiesznie, a kiedyś były takie modne. Swetry. O rany, jak ja niecierpię swetrów, takich grubych.

Ostatni remanent w szafie zrobiłam jakiś miesiąc temu. A zbierałam się do niego chyba z pół roku! Zrobiłam go w końcu głównie dlatego, że nic mi się już nie mieściło w szafie, a cześć rzeczy leżało odłogiem i wcale ich nie nosiłam, wiec tylko zabierały miejsce. Wywiozłam do rodziców stertę ubrań, jakby Tata to zobaczył to pewnie by załamał ręce. W starej szafie też już się w zasadzie nic nie mieści. O dziwo wielkiego luzu w mojej szafie nie przybyło od tego wywożenia rzeczy nieużywanych. Trochę tylko porządek zapanował. Ale co? Miałam do upchnięcia już następne, czekające w kolejce na miejsce w szafie. Siostra też zrobiła porządek w swojej szafie, a ona rozstaje się z ubraniami bez sentymentu na zasadzie - nie noszę rok, to wywalam. Ma to więcej sensu, niż moje odkładanie na święte nigdy. Kiedy więc Kamisio wywaliła dwa wory ubrań, ja przygarnęłam jakąś 1/4 tego asortymentu, bo są one bardzo śliczne i bardzo mi pasują. Przyjechałam do domu z siatą ciuchów, na co ręce załamał Łukasz i zapytał mnie gdzie niby ja zamierzam to trzymać, skoro płaczę, że już mi się ubrania do szafy nie mieszczą. W odpowiedzi na ten, jakże przemawiający do rozsądku argument, ja wypatroszyłam moją szafę i wywiozłam do rodziców swoje dwa worki ciuchów.
Chwilowo mam spokój. W szafie się mieszczę ze swoimi ubraniami, więc póki coś mi nie przybędzie, albo moda drastycznie się nie zmieni, nie muszę nic porządkować i wywalać.

Brak komentarzy: