sobota, 16 lipca 2011

Czerwone niestrawialne

Lubicie wytrawne wino?
Ja nie zupełnie nie rozumiem idei wytrawnych win – to są okropne, przebrzydłe wynalazki, których nie da się pić. Nie wiem, czy z raz piłam jakiekolwiek wytrawne wino, które byłoby znośne. Poza tym, że są kwaśne i bez smaku i robi się po nich niedobrze, bo są niesłodkie – mogą mieć tylko jedną zaletę: ładny zapach. Ewentualnie ładny kolor. Ale akurat kolor czuje się najmniej, pijąc te popłuczyny.
Osobiście nie znam chyba ani jednej osoby, która gustuje w wytrawnych winach. Znam kilka, które twierdzą, że lubią półwytrawne, co mnie dziwi wystarczająco, ale powiedzmy, że półwytrawne wino jest bardziej strawiane, niż wytrawne.
W czwartek Kama poczęstowała mnie wytrawnym winem, które dostali kilka dni wcześniej od znajomych. Chociaż „poczęstowała” to za dużo powiedziane, bo Kama jest litościwą osobą i nie katowała mnie tym wynalazkiem, jako że sama już go piła i wiedziała, jak to smakuje. Wino sprezentowali im wielcy smakosze win, wytrawnych zwłaszcza, z odrobinę snobistycznym podejściem do tego tematu. Podobno to wino było drogie. I zapakowane w piękną drewnianą skrzynkę, wyłożoną drewnianymi… trocinami, nie wiem, jak je fachowo nazywają. Już samo to, że było to czerwone wino, specjalnie mnie nie zachęciło, bo ja od dłuższego czasu pijam tylko białe i różowe. Czerwone jakoś mi w ogóle nie podchodzą. Zapach to wino miało śliczny – ale to zasługa bukietu na bazie czarnej porzeczki. Za to smak był porażający i nie dało się nie skrzywić po przełknięciu tego trunku.
Na moją reakcję, której Kama wypatrywała z uwagą, zaczęła się śmiać i stwierdziła, że całe szczęście, że mi to wino też nie smakuje, bo już myślała, że coś z nią nie tak. Oni z Andrzejem dobrali się do tej butelki dzień wcześniej, nalali sobie hojnie w kieliszki, spróbowali, po czym stanęli przed dylematem, czy nie powinni tego wina zwyczajnie wylać. No ale w sumie szkoda. Snobistyczne wino, drogie, prezent i w ogóle. No to postanowili wypić to, co mieli nalane.
Pić normalnie się tego nie dało, bo wykręcało ich przy każdym łyku. Kamie zrobiło się od tego wina niedobrze. Andrzej po kilku podejściach wypił całą lampkę duszkiem, po czym poszedł zagryźć je kanapką. Kama piła je tak, aby nic nie czuć, co nie bardzo było wykonalne, wpadła więc na genialny pomysł i dolała sobie do wina coca coli. Z colą – wiadomo – wszystko da się przyswoić. Np. whiskey czy jak się to pisze. Albo koniak. Każde źle smakujące trunki, kiedy zmiesza się je z colą, robią się całkiem znośne. Cola zagłuszy wszystko. Wino z colą też dało się wypić.
Zostało im jednak pół otwartej butelki i druga cała, jeszcze nieotwarta. Pytanie teraz co można zrobić z niedobrym winem? Jeśli się kogoś nie lubi, to można mu dać w prezencie, prawda? Chyba, że ktoś jest snobistycznym smakoszem wina i takie wytrawne mu smakują. To wtedy nawet można mu sprawić niekłamaną radość takim prezentem.
Można też spróbować zrobić z nich grzańca, chociaż na to trzeba trochę poczekać, bo nikt nie pija grzańców przy upalnej pogodzie. Ale trochę goździków, pomarańcza, miód i wino da się wypić, zwłaszcza, że pachnie ładnie…. :)
My w czwartek uraczyłyśmy się półsłodkim różowym winem, było bardzo smaczne i dało się wypić bez krzywienia się. Na dalsze losy wytrawnego czerwonego wina czekam z niecierpliwością i będę się o nie dopytywać Kamy, bo bardzo mnie ciekawi, co też z nim w końcu się stanie. Może podeślę Kamie jakieś przepisy na gulasze z czerwonym winem i sprawa się rozwiąże. :)

Brak komentarzy: