sobota, 16 lipca 2011

Sezon weselny w toku

Sezon weselny w tym roku rozpoczął się w maju, wyjazdowym weselem pod Krosnem. I w zasadzie to nie zanosiło się na więcej niż to jedno wesele. Myślałam, że na tym się nam sezon weselny zakończy. A tymczasem dostaliśmy jeszcze 2 zaproszenia na wesela na sierpień i za niecałe 3 tygodnie bawimy się w dwie soboty pod rząd. Na całe szczęście terminy się nie pokryły!
Jedno wesele u koleżanki z pokoju w pracy. Jakoś nie spodziewałam się zaproszenia, chociaż w zasadzie przyszli Państwo Młodzi na naszym weselu byli. Jak to Magda sama mi kiedyś powiedziała „wesela się oddaje”. No niby tak. Ale jakoś nie pomyślałam o tym w ten sposób. To takie staromodne stwierdzenie. I takie bezduszne. Poza tym chyba nawet bardziej odnosi się do chodzenia na wesela, niż do zapraszania i chyba Magda mówiła to we właśnie takim kontekście, kiedy szła gdzieś, jako gość weselny.
Kiedy już dostaliśmy zaproszenie, cała ta sytuacja mnie mocno rozśmieszyła, bo z jednej strony rozmawiałam z Magdą o przygotowaniach do wesela, sukience, zaproszeniach, ilości gości itd. A wiadomo, że to jest zawsze ciekawy temat i kiedy już się jest po swoim weselu, to można się jeszcze trochę pocieszyć czyimiś przygotowaniami. Przez cały ten czas dyskutowania o przygotowaniach jednak, nawet się nie zastanowiłam, czy my znajdziemy się wśród tych gości. W końcu któregoś dnia Magda coś napomknęła o zaproszeniu dla nas, na co ja wyraziłam zdziwienie. A Magda, bardzo przytomnie zapytała mnie „no a co ty sobie myślałaś?”. W zasadzie to nic. O ile w ogóle można nic nie myśleć, to ja w tym temacie nie myślałam kompletnie nic.
Zaproszenie na drugie wesele było dla mnie jeszcze większą niespodzianką. Zaprosił nas kolega, który kiedyś u nas pracował. Nie pracuje u nas już pewnie z rok. Od czasu do czasu spotykamy się z nim i jego uroczą narzeczoną przy jakimś piwku, albo innych okazjach. Ostatnio jakoś rzadko. O ich wesele pytała mnie niedawno inna koleżanka i zapytała czy nas zaprosili. Ja jej na to odparłam z wielkim przekonaniem, że nie, ale też wcale się nie spodziewamy aby nas zaprosili. A tydzień później Bartek zadzwonił do Łukasza, aby się umówić na wręczenie zaproszenia. Możecie sobie wyobrazić, jaka byłam zdziwiona i jak mi się chciało z tego śmiać. A mówiłam Agacie z wielkim przekonaniem, że nie spodziewaliśmy się zaproszenia, więc nic dziwnego, że nas nie zaprosili.A tak w ogóle, to rozmawiając z Agatą byłam przekonana, że Bartek już jest ożeniony, bo odbyło się to w czerwcu. Ale jestem zorientowana...
I tym sposobem mamy w planach dwa wesela, już się na nie cieszymy od kilku tygodni, ale a ja potrzebuję sukienki.
Powoli rozpoczęłam poszukiwania sukienki idealnej, przy czym doszłam już do wniosku, że idealnej nie znajdę na pewno. Może jakbym szyła… Ale wolałabym kupić, nie za bardzo mam krawcową na szycie. Marzy mi się taka zwykła, prosta, do kolan, z różowawej tafty… Nawet widziałam jedną w Olimpie, która by się nadała, ale nawet jej nie przymierzyłam. Trzeba by tam wrócić i się porozglądać za czymś. Może jutro się wybiorę. Mam nadzieję, że obejdzie się bez kupowania butów, bo to jest zawsze dramat. Mam ładne szpile szare i brązowe sandały na szpilce, więc może któreś się nadadzą.
Poszukiwanie konkretnego ubrania jest koszmarem nie z tej ziemi. Nigdy nie ma niczego nawet zdalnie przypominającego to, co się wymarzyło. Za to przerzuca się w sklepach tony przeróżnych ubrań, które są przedziwne w swoim kształcie. Muszę się uzbroić w cierpliwość i jakąś dobrą muzykę na MP3-ce, to może jakoś to zniosę... :)

1 komentarz:

marko pisze...

Poszalejsze, warto bo codzienosc tez czasem meczy, na szczescie pare razy ominela mnie podobna przygoda z zaproszeniem w roli glownej, wcale nie zartujac na temat tak sobie mysle ze zycie bez zwiazku niczym nie nie odbiega od tradycyjnego moze nawet bardziej zobowiazuje tutaj naprawde licza sie szczere checi!