sobota, 16 lipca 2011

Coś dobrego

Jest taki humor: stary dziadek mamrocze do siebie:
Co ja to takiego dobrego mam...? Co ja to takiego dobrego mam...? A! Pamięć!
Humor ten cytuje mi (i nie tylko mi) czasem Tata. Oczywiście wtedy, kiedy o czymś zapomnę.
Umówiłam się kiedyś z przyjaciółką, że mnie nawiedzi przy okazji przyjazdu do Lublina. Kamila wyemigrowała w okolice Łodzi, po czym osiadła w okolicach Wielunia. Od czasu do czasu jednak zjeżdża na kilka dni do Lublina, gdzie zostawiła rodziców i mnóstwo przyjaciół.Między innymi mnie, jak się okazuje przebrzydłą tak zwaną przyjaciółkę.
Umówiłyśmy się z zapasem tygodniowym, na piątek, miałam skończyć o 16tej i dać Kamili znać. Miałyśmy zjeść u nas obiad i ogólnie to miałyśmy mnóstwo planów.
Takie plany wysnułyśmy koło czwartku tydzień przed jej wizytą.
Koło poniedziałku okazało się, że w piątek mam jechać do Warszawy. Okiem nie mrugnęłam na ten termin, bo oczywiście nawet mi się nie przypomniało, że już się umówiłam z Kamilą i że akurat piątek na podróżowanie do stolicy to mi wcale nie pasuje. Nic, zero skojarzenia, nawet echem mi się po głowie nie obiło, że przecież po południu muszę być w domu.
Za to beztrosko umówiłam się z Just, że będziemy wracać we dwie pociągiem, bo ona zjeżdża na łikend do rodziców. A że był to piątek, kiedy Polskę nawiedził Obama, więc pociąg był najbezpieczniejszym środkiem transportu. Busy mogły przeróżnie jeździć, bo cześć miasta była wyłączona z ruchu i już od południa niektóre szosy zaczynały się korkować. Ucieszyłam się, że będzie okazja do spotkania się na żywo, że nadrobimy zaległości w plotkach, i że będę miała towarzystwo w drodze do domu, co jest zawsze w pociągu bezcenne. Samemu przecież jest sto razy bardziej nudno.
Taki też plan został wcielony w życie. Rano pojechałam do Warszawy, a po południu wróciłyśmy razem z Just. Do domu dotarłam koło godziny 20-tej. W domu czekała na mnie siostra, z którą się umówiłam na wieczór. Miała u mnie nocować.
O Kamie nie przypomniałam sobie wcale! Jestem przebrzydła przyjaciółka i zapomniałam o niej na amen! Dopiero koło 20.30 podłączyłam telefon do ładowania i zobaczyłam nieodebrane połączenia od Kamy. Z godziny 16-tej! I z wielkim trudem przypomniało mi się, że przecież ona dzwoniła, bo miała do mnie przyjechać! A ja nawet jej nie uprzedziłam, że mnie nie będzie.
Kama stwierdziła, że w sumie to się domyśliła, że coś mi musiało wypaść, skoro nie odbieram. I zajęła się czym innym. Kiedy zadzwoniłam wieczorem, zszokowana, jak mogłam tak haniebnie o niej zapomnieć i wystawić ją do wiatru, Kama się tylko śmiała.
Koniec końców nawiedziła mnie kilka tygodni później, przy innej okazji. A ja postanowiłam, że czas najwyższy walczyć ze sklerozą i zapisywać sobie takie rzeczy w kalendarzyku… Do tej pory nie wpisałam w nim jeszcze nic, chociaż od wtedy już się nie raz umawiałam z ludźmi na różne rzeczy. Ponosiłam go trochę w torebce, po czym stwierdziłam, że to trochę niepotrzebny ciężar – no bo przecież nieużywany – więc wyjęłam i z powrotem wrzuciłam do szuflady. Ale pocieszające, że od wtedy nie zapomniałam już o żadnym spotkaniu.. :)

Brak komentarzy: