wtorek, 23 marca 2010

Na klucz

Na tym łikendzie najgorzej wyszła Babcia.
Przyjechałyśmy, przewróciłyśmy jej pokój do góry nogami, zrobiłyśmy wiosenne porządki i przykleiłyśmy border do tapety. Wszystko dobrze, a było by jeszcze lepiej, gdybym nie miała zapędów na porządkowanie wszystkiego i wszędzie.
Bo w tym moim zapędzie - zamknęłam Babci szafkę. Na klucz.
I nie byłoby w tym nic wielkiego, gdyby nie fakt, że po zamknięciu na klucz - szafka nie daje się otworzyć.
Szafka była sobie przymknięta i tak sobie była, dopóki jej nie mijałam i nie doszłam do przekonania, że w ferworze przyklejania bordera, ona na pewno będzie nam przeszkadzała, trzeba ją domknąć, a najlepiej zamknąć na klucz. Tak też zrobiłam, niewiele myśląc, domknęłam szafkę na ostatnie dwa centymetry, przekręciłam klucz w zamku i... dopiero wtedy mi zaświtała myśl, że z jakiegoś powodu nie powinnam była tego robić. No ale z jakiego?? Wytężyłam pamięć i przypomniało mi się, że w wakacje, kiedy malowałyśmy Babci pokój - położyłyśmy sobie z Kamisio w tej szafce nasze plecaki, po czym zamknęłam ją na klucz i nie mogłyśmy jej otworzyć. Mocowałyśmy się z nią wieki całe, aż w końcu Babcia jakimś sposobem ją otworzyła.
Strasznie mnie to rozśmieszyło, że przyjechałam po raz kolejny i znów zrobiłam to samo!
Szafka nie dała się otworzyć za nic w świecie. Ani ja, ani Babcia - nie mogłyśmy przekręcić tego przebrzydłego klucza. Coś w zamku go blokowało i ani rusz nie chciał przeskoczyć tej przeszkody.
Babcia tylko mnie przestrzegała, abym nie urwała klucza. Odpowiadałam jej na to, że nie mam aż tyle siły, aby go urwać, w końcu jest metalowy.
Miałyśmy więc takie zajęcie przez calutkie popołudnie - ja na zmianę: myłam okno, mocowałam się z kluczem, przyklejałam border - mocowałam się z kluczem. Babcia mocowała się z kluczem na zmianę ze mną. Żadna zmiana nic nie dawała, klucz nie dawał się przekręcić, drzwi nie dawały się otworzyć.
Pod wieczór Babcia pokazała mi na innym zamku w innej szafce, co blokuje ten niefortunny klucz i dlaczego ta przeklęta szafka nie daje się otworzyć. Tłumaczenie Babci zarysowało mi w głowie wizję, jak trzeba przycisnąć klucz i jak go obrócić, aby skutecznie otworzyć zamek. OK. Przycisnęłam klucz, przekręciłam i.. Obrócił się!!!!
Niestety, kiedy go wyjęłam, okazało się, że klucz się złamał!!!
No i na tyle zdały się Babci prośby, aby go czasem nie złamać w zamku.
Śmiałyśmy się z tego zamka strasznie, miałam naprawdę przy tym świetny ubaw, ale było mi też troszkę nie do śmiechu, bo przecież załatwiłam Babci szafkę na amen!
Babcia nie wydawała się załamana tym faktem, żartowałyśmy, że teraz się nigdzie nie wybierze, bo ma w szafce zamknięte to i owo. Tak w prawdzie, to nie mam pojęcia, co w tej szafce było zamknięte. Cokolwiek to jednak było, nie ujrzało światła dziennego aż do naszego wyjazdu.
Wróciłyśmy do Lublina, zostawiając Babcię i jej szafkę w spokoju. Mama dowiedziała się przez telefon od Babci, że przyszła do niej moja kuzynka Edyta i pomagała jej dobrać się do tej szafki. Jedynym sposobem na to było... Odbicie szafce pleców. Tak też zrobiły.
Edytka skutecznie otworzyła zamek od środka szafki.
Ja wczoraj odkupiłam Babci złamany klucz. Babcia jednak nie chce już w tej szafce używać zamka, no chyba, że ktoś jej go całkowicie wymieni, bo ten jest jakoś tak koślawy, że coś tam wchodzi w coś tam i takie są tego efekty, że przekręcenie klucza prowadzi do utraty dostępu do swojego dobytku.
Ja - profilaktycznie nie chciałam się czepiać co ambitniejszych zajęć typu - czyszczenie kloszów od żyrandola, w obawie, że mogę narobić jeszcze więcej szkody. :)

2 komentarze:

marko pisze...

Rozsmieszyla mnie opisana przygoda z porzadkami i zlamanym kluczem w roli glownej, cennym jest tutaj chec zrobienia czegokolwiek w koncu mamy juz wiosne!

Unknown pisze...

Wysłałam Babci z Krakowa klucz na miejsce tego złamanego. Podobno bardzo ją to rozbawiło :) Mam mocne postanowienie, że więcej już nie tykam szafek u nikogo w domu! :)