piątek, 12 marca 2010

Łyżwy No1

Co tydzień, regularnie chodzimy na lodowisko, mój zapał do łyżew nie maleje, chociaż powoli się tym nasycam.
Odkąd skończyły się ferie najlepszym dniem na lodowisko jest poniedziałek i tak to z samego początku tygodnia osładzamy sobie życie dwoma godzinami jazdy na łyziach. Chodzi nas na lodowisko kilkoro z pracy. Minimum trzy osoby.
Jeżdżenie idzie nam już bardzo dobrze, wywalamy się bardzo rzadko, uprawiamy za to widowiskowe slalomy między innymi ludźmi.
W zeszłym tygodniu jeździliśmy bardzo szybko, całe dwie godziny, albo nawet trochę dłużej. Wyszliśmy potem zmęczeni i już nawet Marek nie dał rady nas namówić na żadną pizzę. Obie z Kariną ledwo powłóczyłyśmy nogami po zejściu z lodu.
Może to taki odruch po dłuższym ślizganiu się, że podnoszenie nóg staje się jakieś mało naturalne. :)
Na Icemanii, krytym lodowisku, jest tak zimno, że mi tam palce w rękawiczkach drętwieją!
W zeszły poniedziałek wyszłam skostniała i tak zziębnięta, że myślałam, że palce mi poodpadają! Koszmar jakiś. W cywilizowanych krajach lodowiska mają mrożony tylko lód, a atmosfery podgrzewane. U nas mrożą i lód i ludzi.
Kiedy na dworze była wiosna - na lodowisku dało się wytrzymać, ale kiedy temperatura spadła poniżej zera - w namiocie było jak w zamrażalniku. O jeżdżeniu bez czapki, szalka i rękawiczek mogę zapomnieć. Wcale się nie rozgrzewam, no chyba, że ktoś mi zajedzie drogę i z obawy, że zaraz fiknę koziołka skacze mi adrenalina.
Mimo tego jednak jazda na łyżwach jest wciągająca i uzależniająca. I straszliwie przyjemna! :)
Kilka wyjść wcześniej ktoś wymyślił, że będziemy się ganiać na lodowisku w berka. Super zbawa była! :) Ostatnio jednak jeździliśmy spokojnym tempem i niestety zamarzaliśmy w locie.
W któryś łikend postanowiłam, że skoro ja już umiem jeździć, trzeba teraz nauczyć śmigać Amelkę. Dla Amelki łyżwy nie są niczym dziwnym, nawet pod choinkę dostała śliczne różowe łyżwy i trochę coś już na nich próbowała pojeździć. Niespecjalnie jednak załapała technikę i przy pierwszym wyjściu okazało się, że trzeba ją najpierw pouczyć, aby odlepiła się od ręki i przestała kurczowo trzymać.
Amelka jeździła w kasku, co ją wysoce unieszczęśliwiało, ale w końcu dobiłyśmy targu, że kask zdejmie, kiedy nauczy się jeździć sama. Póki co – nadal jeździ w kasku. Ale ma przynajmniej marchewkę na kiju na zachętę i widzi, jak moment zdjęcia kasku zbliża się do niej z każdym okrążeniem coraz bardziej. :)
Wtedy byli z nami Mała Słoninia i jej Piotruś Pan. Bardzo fajnie się nam jeździło, a przy Amelce robiliśmy co kilka kółek zmianę warty.
W pierwszej kolejności trzeba było zdobyć dla Amelki pingwinka do nauki jazdy. Są takie dla dzieci, w sam do metr dwadzieścia wzrostu dziecka. Pingwinki były wszystkie w rękach całej chmary dzieciarni, bo to akurat był łikend feriowy i musieliśmy nieźle zapolować, aby jednego złapać. Pingwinek okazał się bardzo pożytecznym wynalazkiem i naprawdę dobrze dzieciom idzie przy nim nauka jeżdżenia. Po jakimś czasie Amelka podała swojego pingwinka dalej i jeździła z nami za rękę.
Następnym razem pojechałyśmy na lodowisko już tylko we dwie z Amelką. Pingwinki były rozchwytywane, dzieci uczących się jeździć było całe mnóstwo! Jakimś trafem udało się nam zdobyć jednego pingwinka, bo pomimo, że Amelka już całkiem dobrze trzymała się na łyżwach, to jednak miała psychiczną potrzebę pojeżdżenia z pingwinkiem. Po kilku kółkach jednak oddała go bardziej potrzebującym dzieciom, bo sama za rękę już pięknie śmigała.
Dzieci uczą się szybciutko, gorzej idzie dorosłym. Niektórzy się bardzo śmiesznie prezentują na lodzie. Przebierają tak nóżkami, zupełnie bez sensu, ale może po jakimś czasie załapią o co chodzi. :)
Jest tez mnóstwo świetnych łyżwiarzy, którzy śmigają z prędkością światła i są dla nas niedoścignionym wzorem. Oni jeżdżą najszybciej, najefektowniej i najczęściej się wywracają. :)
Ale aż miło popatrzeć, jak śmigają. Może i my kiedyś się tak nauczymy.

1 komentarz:

marko pisze...

Toche podobnie ma sie sprawa z szosowaniem na nartach, chociaz i tutaj nic pewnego kazdemu moze przytrafic sie niezla stluczka lub w najgorszym badz razie kilka siniakow!