wtorek, 23 marca 2010

Łikend u Babci

Nasz super-plan na wyjazd do Kielc zrealizowałyśmy i w sobotę wczesnym rankiem wyruszyłyśmy z Mamą w drogę. Mama za kierownicą, Mamy samochodem, ja w roli nawigatora z mapą w ręce.
Z mapą, nie z GPSem, bo nadal nie mam do tego wynalazku przekonania. Od czasu naszej ostatniej nieudanej współpracy - nie tyka GPSa palcem.
Mapy są zawsze niezawodne, a jeśli się nie kieruje, to już całkiem można na nich polegać, bo skoro można śledzić trasę na bieżąco, to droga staje się prosta, jak po sznurku.
W sobotę z rana na drogach nie było za wiele aut. My przez prawie cały czas jechałyśmy same, momentami tylko ktoś nas doganiał, przeganiał i zostawiał w tyle. :))
No nie było tak źle, Mama potrafi już rozwinąć prędkość przekraczającą tą barierę zawrotnych 40 km/h.
Jeśli to przeczyta, to się pewnie obruszy :)) Przeczyta na pewno, prędzej czy później, bo adres bloga ma. Ale prawda jest taka, że przez jakiś czas Mama jeździła z taką właśnie swoją stałą i jednocześnie maksymalną prędkością i narażała się na trąbienie.
Już ten czas minął, teraz trasa do Kielc zajęła jej niewiele więcej niż mi. Przyjmijmy, że stanowimy pewną normę na tym dystansie. Jedyną osobą, która w tej konkurencji drastycznie odstaje jest Tata, który ze swoim Audi pokonuje ją niemalże dwa razy szybciej.
Aby tradycji stało się zadość, już na wjeździe do Kraśnka pojechałyśmy źle. Nie wiem w ogóle, jak to się stało, bo obie wiedziałyśmy, gdzie mamy skręcić, a jednak minęłyśmy ten zjazd z trasy gładko i poturlałyśmy się dalej. Trzeba się było zawracać, wracać i tak dalej.
Ale dalej już było o wiele prościej, bo ja nadal obstaję przy swoim - Kraśnik jest dla mnie Trójkątem Bermudzkim i zawsze tam błądzę.
W Kielcach bez większych problemów dojechałyśmy po mapie do Tesco, potem trafiłyśmy bez problemu na trasę na Chęciny i dojechałyśmy do Babci bez przygód, błądzenia i zawracania.
Z powrotem za to przegapiłyśmy zjazd do centrum Kielc, wjechałyśmy więc w najbliższe osiedle, zawróciłyśmy się i jadąc z powrotem... ponownie go przegapiłyśmy. Nie szkodzi. Zawróciłyśmy się jeszcze raz i tym razem zjechałyśmy w odpowiednim momencie i dalej już nie było problemów.
Łikend był ciepły i słoneczny, wspaniały! W sam raz na wycieczkę krajoznawczą!
Na wylocie z Kielc otoczyła nas gromada motocyklistów - najlepszy znak, że wiosna przyszła! Ale mieli chłopaki fajne motorki. Aż zaświtała mi myśl, że może zrobiłabym sobie prawo jazdy na motocykl. Taki kurs mogłabym zrobić, bo wszystkie inne formy nauki, przy których trzeba wkuwać teorię i spędzać długie godziny w ławce - wydają mi się bezsensowne.
Mama powoli oswaja się z całym tym interesem samochodowym. Jeszcze kilka tygodni i nabierze rozeznania gdzie, co i jak. Póki co - na stacji benzynowej zaparkowała się po kobiecemu - w poprzek na trzech miejscach na raz. :)) Strasznie się z tego śmiałam, ale zatoczka wydała się jej za płytka, jak na parkowanie inaczej.
Wycieczka była świetna i bardzo mi się podobała. Mamie chyba też. Co prawda ja jestem kiepska na siedzenie obok kierowcy bo za dużo gadam i dyryguję, ale jakoś Mama się nie zniechęciła do mnie całkiem.

1 komentarz:

marko pisze...

Mysle ze nie jest tak zle, w zeszlym tygodniu w stolecznej TV pojawila sie informacja o kobiecie ktora GPS wywiozl w las na pobliskie blotniska gdzie prowadzony samochod ugrzazl na dobre i dziekki komorce udalo sie jej powiadomic o calej sprawie sluzby ratownicze z helikopterem wlacznie!!!