piątek, 5 lutego 2010

Niech ktoś się ze mną pokłóci

A co do złych nastrojów i kłótni.
Kobiety mają czasami taką potrzebę. Winimy za to hormony, ale co poradzić, czasami to jest silniejsze od człowieka i po prostu trzeba się trochę pomiotać, bo przecież nikt nie położy się na podłodze i nie zacznie płakać z bezsilnej i nieracjonalnej złości.
Któregoś dnia mnie tak nosiło. Dawno to było. Z rok temu. Wróciłam do domu wkurzona i szukałam powodu do sprzeczki z Łukaszem. Z nim można się pokłócić bezpiecznie, bo po chwili już zapominamy, ze w ogóle się pokłóciliśmy, z resztą nasze kłótnie są takie... mało kłótliwe. Ale miałam ochotę się wtedy trochę pozłościć. Za to Łukasz miał postanowienie, że nie da się wyprowadzić z równowagi, bo on już mnie zna na tyle, aby widzieć, na co się zanosi. Był więc niewzruszony. Ja się czepiłam za jedno - zero reakcji. No to znalazłam sobie coś innego, czepiłam się za drugie - Łukasz twardo obstaje przy swoim - zachował stoicki spokój. Powkurzałam się jeszcze za kilka rzeczy, ale że nie przyniosło mi to żadnego rezultatu, to zawinęłam się i pojechałam do rodziców, zostawiając Łukasza w spokoju.
U rodziców trwała dyskusja nad zorganizowaniem pewnej istotnej kwestii. Wszyscy byli trochę emocjonalni. Ja najbardziej i tylko czekałam, aby ktoś się wzburzył. A rodzice nic! W pewnym momencie powiedziałam swoje trzy grosze, na co tata zapytał mnie:
- Chcesz się kłócić?
Odpowiedziałam, że tak i w zasadzie to z nadzieją zapytałam go, czy on tez chce. Nie chciał!
Wróciłam do domu niewyżyta, ale jakimś cudem uspokojona. Za to byłam mocno rozczarowana, że przez cały dzień nie znalazłam nikogo, ale to nikogo, kto chciałby się pokłócić. Nawet mój własny ojciec nie chciał! Byłam niepocieszona.
Złość mi jednak przeszła.
Dosłownie tydzień później rozmawiałam z Ewą i temat zszedł się nam na nasze frustracje, które tak dodają emocji naszemu życiu.
Ewa opowiedziała mi, jak kilka dni po moich poszukiwaniach kłótni ona robiła dokładnie to samo.
Siedziała z synkiem w domu po południu i już ja tak nosiło, że miała ochotę wybuchnąć. Zadzwoniła do taty. Rozmowa - zamiast ją uspokoić, podniosła jej ciśnienie jeszcze bardziej. Ewa zakończyła ją stwierdzeniem, że tata powinien do niej zadzwonić, kiedy będzie miał ochotę na rozmowę, bo inaczej nie idzie się im dogadać. Rozłączyła się i oczywiście jej myśli zaczęły krążyć wokół rozmowy. Już prawie chciała wziąć za słuchawkę i zadzwonić do taty jeszcze raz, aby się z nim wykłócić o rozbieżności zdań, ale zmieniła zdanie. Rozsadek wziął górę i doszła do wniosku, że nic jej to nie da, przez telefon się nie dorozumieją.
No to mąż! Wpadła na pomysł, że trzeba zadzwonić do męża, bo przecież się spóźnia. Wracał z trasy i już powinien być w domu, a jego jeszcze nie ma. Powód do kłótni, jak nic!
Zadzwoniła do męża, ale on wyczuł jej nastrój zaraz po tym, jak usłyszał jej powitanie. Wystarczyło jedno słowo, aby zorientował się, że oto wkroczył na pole minowe i jeden fałszywy ruch go zdmuchnie z powierzchni.
Od razu więc Mąż zaczął, że już jest pod Lublinem i za chwileczkę będzie w domu, po czym poprowadził rozmowę tak, ze biedna Ewa nie miała za co się go czepić. Widoki na kłótnię zniknęły.
Rozłączyła się zupełnie nieusatysfakcjonowana.
I tak samo, jak mi - jej dzień zakończył się bez fajerwerków i wybuchów. Musiała schować swoje emocje pod poduszkę i pójść spać.
Od wtedy postanowiłyśmy, że jak będziemy miały ochotę na kłótnię, to dzwonimy do siebie na wzajem i jedna się kłóci, a druga udaje, że się kłóci.
W tą środę jednak zapomniałam o tym i nie zadzwoniłam. A szkoda, trzeba było się pozłościć, to może by mi ulżyło. Nie ważne, że bez powodu i że Ewa by tylko udawała, ze się kłóci. Musze o tym pamiętać na przyszłość. Na pewno ucieszy to Łukasza, że nie będzie musiał robić uników przed moimi prowokacjami... :)

1 komentarz:

marko pisze...

Nawiazujac do tytulu! to moze okazac sie calkiem ciekawe, chociaz jak czesto bywa takie nastroje czasem pomagaja byle nie dac poniesc sie temu bez reszty do konca!!!