piątek, 19 lutego 2010

Anty-romantycznie

No i były Walentynki. I co robiliście?
Czy wysyłaliście kartki z serduszkami i wyznaniem miłości do obcych ludzi?
Z jakiegoś bliżej niesprecyzowanego powodu to święto zakochanych kojarzy mi się wyłącznie z niespełnioną miłością a la distance. I tylko w takiej konfiguracji ma dla mnie sens.
Jeśli ktoś jest w kimś potajemnie zakochany, to jest to świetna okazja do ujwnienia sowich uczuć i wyskoczenia, jak szalony Filip z konopi, machając wielkim sercem w dłoni i krzycząc coś w stylu: "Ilove you!".
Po polsku raczej nie wypada. To zagraniczne święto, trzeba to więc uszanować.
Więc, jeśli się jeszcze nie zdobyło na odwagę i nie powiedziało komuś, że się go kocha, to w Walentynki można to zrobić i na dodatek ujdzie to na sucho!
Można się wygłupić, wyznać miłość, a gdyby obiekt westchnień popatrzył na ciebie, jak na wariata i popukał się w głowę, po czym wzruszył ramionami i poszedł sobie weg, to zawsze można na drugi dzień wyskoczyć z tekstem "żartowałem!", też wzruszyć ramionami, dodać: "Na żartach się nie znasz?" i też pójśc sobie weg, ale przezornie w odwrotnym kierunku, na wypadek, gdyby metr dalej zaczęły cię zalewać łzy.
Więc - jeśli się nie ma tej drugiej połówki, albo kogoś, kto udaje drugą połówkę, albo kogoś, kto jest namiastką drugiej połówki (konfiguracji w tym układzie jest wiele) - wówczas można spróbować sobie taką potencjalną drugą połówkę złapać na hasło "Kocham cię".
Działa to tylko w ten jeden dzień, kiedy świat wypełniają miliony czerwonych, pulsujących serduszek i kiedy każdy ma nadzieję, że ktoś mu takie serduszko podeśle, bo przecież tak wypada!
Jeśli nie dostaniesz żadnej walentynki, a jesteś singlem, to powinieneś się wstydzić. I mocno postarać, aby za rok w tym wyścigu coś jednak zdobyć.
A jeśli jesteś dublem, to twoja druga połówka powinna cię zabrać na romantyczną kolację, najlepiej przy świecach i zafundować ci ten romantyczny wieczór, jaki należy fundować w Walentynki.
Klasyczne cliché.
Romantycznie, po francuski, nadal jednak cliché.

My w tym roku spędziliśmy Walentynki na odległość. Ja w LU, Łukasz w Mielcu. W sobotę w południe, Łukasz spakował manatki i pojechał sobie na prawie-łikend do rodziców, korzystając z dwóch dni wolnego po łikendzie. A ja zostałam nie korzystając nic z braku wolnego.
Łukasz jednak na wysokości zadania stanął, bo wysłał mi karteczkę walentynkową i kupił czekoladki w czerwonym pudełku (Lindta moje ulubione), nie mniej jednak nie zamierzał mnie nigdzie zabierać, bo na odległość to byłoby dosyć trudne. I chwała mu za to. Ja jestem wybitnie antywalentynkowa i tak w prawdzie to obawiałam się, że może trzeba będzie zacisnąć zęby i ruszyć w tym owczym pędzie świętowania czerwonych serduszek.
W Walentynki rozkoszowałam się więc faktem, że siedzę w domu sama i nie mam presji na uleganie modzie. Wydało mi się to nawet zabawne, że akurat traf padł na ten łieknd i dzień przed tym niby-świętem Łukasz sobie pojechał.
Następnego dnia obie z Panną X wymieniłyśmy sobie nasze grafiki walentynkowe. Jej składał się głównie z oglądania TV w piżamie, odgarniania śniegu sprzed domu, bo przecież nas akurat wtedy zasypało po uszy, spaceru po osiedlu i oglądania TV.
Mój składał się z paradowania całe przedpołudnie w piżamie, poranka piękności, z którego wyszłam średnio piękna, bo pomalowałam włosy na brąz, który okazał się bardzo ciemnym brązem, a nie o to mi chodziło, oglądania filmów, czytania i wyglądania za okno na padający śnieg.
Bardzo niewalentynkowo, bardzo niemodnie i bardzo nie po owczemu.
Ale rany! Jak ja nie chciałam wyjść tego dnia na miasto, zobaczyć tych ogłupionych walentynkami ludzi, którzy nagle czują potrzebę trzymania się za ręce i całowanie na środku ulicy i manifestowania, że potrafią mieć uczucia... To jest takie sztuczne. Takie jednorazowe. I nie bardzo miłosne.
I dokładnie odwrotnie widzę miłość, no ale nie będę się spierać i wymądrzać. Dziesięć tysięcy pingwinów nie może się mylić - w Walentynki należy podążać wytyczonymi ścieżkami. Koniec i kropka.
Zamiast tego miałam super przyjemny dzień, w sam raz na odpoczywanie i regenerowanie po całym tygodniu pracy i zabieganej sobocie.
Jak dla mnie walentynki możemy tak świętować co rok. :)

Brak komentarzy: